Iglica

 W Białej Iglicy mało kto odczuwał o tej porze uroki lata, a to wszystko ze względu na nadciągający nowy rok akademicki. Mogłoby się wydawać, że wszystko skupia się w tym czasie tylko na uczniach i profesorach. Jednak nic w tym dziwnego. Magowie od najmłodszych lat uczą się jak kontrolować energię, wybierają specjalizację i dalej kształcą się w interesującym dla nich kierunku.

Dla kogoś z zewnątrz mogło to wyglądać jakby skupiali się tylko na jednostkach bojowych. O tych się najwięcej mówiło, gdyż tylko tacy magowie mogli opuszczać Iglice. Lecz tak naprawdę wewnątrz murów tętniło również zwyczajne życie. Mniej utalentowani, lub po prostu bardziej spokojni magowie, wybierali często życie zbliżone do zwyczajnego. Zajmowali się handlem, krawiectwem, sztuką lub pozostawali bezrobotni, choć tych rzadko się spotykało. Ci magowie, którzy wybrali drogę z dala od magii, mogli osiedlić się poza terenem, w którym żyli przez cały czas nauki, ale mało kto wybierał taką opcję.

Za wielkimi, białymi murami oprócz głównego budynku – wielkiej, potężnej Iglicy, która pięłas ię do samego nieba – mieściły się również inne zabudowania, jednak mało kto z zewnątrz wiedział o ich istnieniu. Kilkupiętrowe domy, stajnie, wielkie magazyny i różnorodne hale, zarówno treningowe, jak i uprawne. Również krył się tam piękny ogród. Pełen białych kwiatów i srebrzystych fontann.

Wszystko, co się tam skrywało, żyło z dala od rządów cesarza. To arcymag pełnił władzę. Cesarstwo tak naprawdę nie miało pojęcia co się dzieje wśród białych mundurów. Jednakże Arande Riel, głowa cesarstwa Rivdehil, był tak oczarowany postacią Hogana vel Dergradus, że pozwalał mu na wszystko. Jego zdanie popierał częściej niż swoje własne. Nikt nie mówił o tym głośno, ale co inteligentniejsze osoby od razu to wychwytywały.

Każdy z rodu Dergradus budził respekt, szczególnie postać Hogana. Starzec po utracie swojego jedynego syna postradał zmysły, a mimo to wciąż pozostał przy władzy. Uważano go za nazbyt potężnego maga. Wiele jego decyzji kłóciło się z odwiecznymi tradycjami. Uznano go za wielkiego rewolucjonistę. Wszystko to zaczęło się od chwili, w której otarł łzy po stracie dziecka i oznajmił zimnym głosem:

- Bogów nie ma.

Jego wyznanie poruszyło świat magów doszczętnie. Wiara w nich została zakazana pod groźbą kary śmierci. Wiele razy próbował również wywrzeć swój pogląd na cesarzu i otaczającym go kraju.

Gdyby nie stanowcze zdanie cesarzowej, bogowie zniknęliby z tego miejsca na dobre. Nawet jeśli dla ludzi jest to ważne.

Pomimo wielu minusów jego pochopnych decyzji, znalazły się też takie, które pozytywnie wpłynęły na ich dalsze losy. Choćby wzmożona czujność i większa ilość oddziałów wyznaczona do walki przeciwko nekromantom. Ci zawsze stanowili utrapienie dla każdego, kto tylko znalazł się nieopodal nich.

Dlatego to, co stało się na dniach, wszystkimi mocno wstrząsnęło. Magowie dowiedzieli się o śmierci generała z Białej Iglicy. Vitold, starszy mężczyzna, ale o dobrej kondycji, padł z ręki nekromanty. Wszyscy go bardzo lubili ze względu na jego dobroduszność. Odróżniał się miłym usposobieniem na tle wielu aroganckich towarzyszy. Dla wielu z nich, wieść o jego śmierci, była nie do przyjęcia. Mało kto w to uwierzył z początku. Dopiero gdy padał pseudonim tego, kto odesłał go na drugi świat, docierała do nich powaga sytuacji.

Generał nie przeżył starcia z Legendarnym nekromantą, znanym jako Przypadek. Jednakże jego śmierć nie poszła na marne. Tak go osłabił, że oddział, który dotarł na miejsce, dał radę go zatrzymać i pojmać. Zabrano więźnia do szczelnej celi w lochach pod Złotą Iglicą.

Drugie piętro słynęło z komnat zamieszkanych przez uczniów akademii. Większość z nich nawet w okresie, w którym nie prowadzono żadnych zajęć, nadal tam mieszkała. Tak to już było z magami. 

Zabierano dziesięcioletnie dzieci z domów, jak tylko okazało się, że mają talent magiczny. Pomimo rodzin za murami, wychowywano je jak sieroty. Na jednego opiekuna przypada około trzydzieści dzieci. Jedynie potomkowie magów mogli pozwolić sobie na mieszkanie z rodzicami, na terenie Iglicy.

Jednakże takich rodzin nie widywało się zbyt często.

W porze obiadowej korytarz pozostawał pusty. Tym razem nie do końca. Huk roznosił się po całej jego długości. Rytmicznie dwa uderzenia. Jedno o ścianę, drugie o posadzkę. Niewielka piłka za każdym razem wracała prosto do ręki młodego chłopaka. Nastolatek zręcznie chwytał ją lewą dłonią.

Jego fioletowe oczy beznamiętnie wpatrywały się w białą ścianę. Blada twarz nie zdradzała ani jednej emocji. Przypominał porcelanową lalkę. Raz namalowane, bezuczuciowe lico, zostało z nim już na zawsze. Tak przynajmniej to wyglądało. Odkąd jego ojciec, Olaf vel Dergradus został zabity, chłopiec przestał okazywać cokolwiek. Trudno nawet nazwać go smutnym. Jego piękne oczy nie odzwierciedlają nic. Jakby nie posiadał duszy. Wąskie usta ani drgną czy to na zabawne słowa, czy też na obelgi. Proste brwi zawsze pozostają w tym samym miejscu.

Nawet postawą przypomina lalkę. Nigdy nie jest swobodny. Wiecznie stoi prosto, plecy ma wyprostowane, twarz uniesioną lekko do góry, gdyż komuś o nazwisku Dergradus nie wypada zwiesić głowy. Odziany w szaty z najznakomitszych tkanin. Mienią się bielą i srebrem. Na prawym rękawie z kolei wyszyty wąż spogląda na wszystkich groźnie. Na ramieniu arcymaga widnieje taki sam, lecz z koroną cierniową na głowie.

- Alex!

Złapał piłkę i obrócił się w stronę mężczyzny, który wypowiedział jego imię. Pusto spojrzał prosto w błękitne oczy pułkownika vel Haaran.

Wysoki mężczyzna podszedł dumnym krokiem do niego. Jego czarne, lejące się włosy, delikatnie lśniły. Kontrastowały z bladą skórą i jasnymi oczami. Pełne usta, wykrzywione w jednostronny uśmiech, potrafiły skusić niejedną osobę. Poruszał się pełen gracji i wdzięku.

- Pułkowniku? – ukłonił się lekko, ze względu na szacunek do osób starszych. Tarda jest z tego samego roku co jego zmarły ojciec, ale jak wielu twierdziło, pułkownik jest niczym wino. Im starszy tym lepszy. Jednakże mimo wielu prób, nie udało mu się nigdy zyskać względów Alexandra.

Młody Dergradus był dla niego jak zakazany owoc. Pełen słodyczy, nieosiągalny. Mimo to, chciał po niego wyciągnąć rękę. Wziąć w garść i nigdy nie dać nikomu innemu.

- Rada Starszych wzywa cię do siebie. Nie każ im dłużej na siebie czekać – oznajmił głębokim głosem. Doskonale nadawał się do wszelkich przemów. Potrafił samym brzmieniem porwać każdego.

Alexander schował piłkę do kieszeni. Poprawił włosy za ucho, by nie wpadały mu na twarz. Charakteryzowały się wyjątkowym kolorem. Nie można go nazwać blondynem, bowiem blond włosy wpadają w odcienie zbóż. Jego z kolei posiadały intensywnie żółtą barwę. Związywał je luźno z tyłu.

Jak niegdyś jego ojciec. Arcymag przez to nie mógł na niego patrzeć. Gdy Alex był małym chłopcem, ścinał mu je równo do brody, by nijak nie mógł ich związać. Z czasem jednak musiał przyzwyczaić się do tego, że pomimo ogromnej uległości, jego wnuk musi sam decydować o niektórych kwestiach.

Ruszył więc na górę. Krętymi schodami wewnętrznymi, na których panował półmrok. Światło wpadało jedynie przez niewielkie okienka u samej góry ściany. Miejsca na świece pozostawały puste. 

Mało kto tamtędy chodził. Nasłuchiwał kroków za nim. To Tarda. Szedł blisko. Niemal czuł jego oddech na swoim karku. Nie pasowało mu to, ale nie zwrócił mu żadnej uwagi. Wiedział, że pułkownik jest dobrym przyjacielem jego dziadka. Musiał zatem powstrzymać się od wszelkich uwag, które mogłyby go urazić.

- Alex, zanim tam pójdziesz… - zaczął ciszej, jakby chciał go przed czymś ostrzec. Chłopiec zatrzymał się i lekko obrócił głowę w bok, by pokazać mu, że go słucha – nie zgadzaj się na coś tylko dlatego, że arcymag tego chce. Walcz o swoje.

- Co to ma do rzeczy, pułkowniku? – zapytał cicho, niczym zjawa. Chciał ruszyć dalej.

Czarnowłosy chwycił go za bark, by go jeszcze na chwilę zatrzymać. Wtedy się do niego obrócił. Przez to, że Alex był dwa schody wyżej, stali twarzą w twarz.

- Jesteś zbyt młody na niektóre decyzje.

- A ty jesteś zbyt blisko, pułkowniku – bez lęku patrzył mu prosto w oczy. Długo. Z tym samym, pustym wyrazem. Aż w końcu starszy ustąpił. Cofnął się. Spojrzał gdzieś w bok.

Choć Alexander jest tylko nastolatkiem, już wzbudza respekt.



Sala Narad, gdzie urzędowała Rada Starszych mieściła się na wyższych piętrach. Kryła się za wielkimi, mosiężnymi drzwiami, otwieranymi dwuskrzydłowo. Na nich wygrawerowano węża i wiele napisów w prastarym języku. Już mało kto potrafił to odczytać. Magowie jednak wciąż zapisywali w nim swoje zaklęcia. Wnętrze zdobiły wielkie kolumny o wydrążonych płaskorzeźbach. Na pierwszy rzut oka przypominały drzewa, kwiaty i owoce. Jednak dobre oko mogło doszukać się również ludzi. Wśród liści kryły się twarze. Artysta nadał im niecodzienne kształty. Trójkątne podbródki, lekko skośne oczy. Włosy splatały się wraz z gałęziami. 

Ścianę zdobił wielki, okrągły witraż. Przedstawiał kobiecą twarz. Również o trójkątnych rysach. Oczy miała zamknięte. Drobny nosek i usta. Na głowie prócz burzy loków, widniała korona.

Alex dobrze pamiętał ten witraż już od małego. Jego ojciec, Olaf, twierdził, że tak wygląda sprawiedliwość. Że w tej sali podejmowane są tylko słuszne decyzje. Nie wiedzieć czemu, nazywał postać imieniem Paradoks.

Na środku stała ława. Długa i ciężka, z ciemnego drewna i szklanego blatu nałożonego na wierzch. Pod szkło wsunięto mapę całego świata. Tak wielką, że każdy kraj opisano na niej szczegółowo. Jej krańce pokruszyły się wraz z upływem czasu.

Stare oczy mędrców spoglądały na młodego Dergradusa. Siedzieli po jednej i drugiej stronie ławy. Zaś na jej szczycie, siedział sam arcymag. Hogan vel Dergradus. Nie wyglądał na szaleńca. Jego spojrzenie, zmęczone i zimne, przeszyło Alexandra od razu. Sprawdzał czy ten prezentuje się dobrze na tle pozostałych magów. Nie chciał, aby jego wnuk mógł czymkolwiek wzbudzić pogardę.

Posępne twarze starszych wyglądały na znudzone trwającą już kilka godzin konwersacją. W niektórych zaiskrzyło trochę zaciekawienia, gdy młody mag przekroczył próg. Innym było to już wszystko jedno.

Do omówienia mieli trzy istotne dla Iglicy rzeczy. Pierwsza z nich, oczywiście, to temat, który znalazł się na języku u każdego. Pusta posada generała. Alex miewał pewne przeczucia co do tego.

Cichy głos w jego głowie, szeptał, że właśnie teraz zaproponują mu przejęcie tego tytułu. Po co innego mieliby go tutaj wołać? Nie chciał go. Planował najpierw zakończyć naukę. Niestety patrząc na ich blade twarze, uświadamiał sobie, że nie ma wyboru. Nie może im odmówić, nawet jeśli wszystkie argumenty będą po jego stronie.

Nosi nazwisko po Białym Wężu. Musi wziąć odpowiedzialność na swoje barki. I tak, jak przeczuwał. Zaproponowano mu właśnie ten tytuł. W milczeniu, przekazano do jego dłoni odznakę generała, którą zdjęto z zakrwawionego płaszcza. Ze stoickim spokojem popatrzył na srebrną broszę przedstawiającą węża. Fioletowe oczy chłopca nie zdradzały żadnej z myśli. Odbijały tylko to, na co patrzył. W tej chwili mieniły się odbiciem biżuterii.

Przypomniał sobie słowa zmarłego ojca. W tej komnacie podejmowane są tylko słuszne decyzje.

Zatem jeżeli weźmie odznakę, ten wybór będzie słuszny. Jeśli jej nie weźmie, również wybierze odpowiednią z opcji. Paradoks. Zrozumiał właśnie dlaczego tak nazywał postać na witrażu. Gdyż każda decyzja jest dobra, choć wszystkie się wzajemnie wykluczają.

Chwycił ją lewą dłonią. Nie ukrywał tego, że jest leworęczny, pomimo tego, że magowie nie patrzyli na to zbyt przychylnie. Nikt nie odważył mu się tego wytknąć. Jedynie arcymag, próbował wyplewić z niego mańkuctwo, ale to jak walka z wiatrem. Ilekroć próbował, on i tak robił wszystko po swojemu. Nawet nie próbował przekładać pióra do prawej ręki. Nie wyciągał prawej dłoni do osób ani nie posługiwał się nią w wykonywaniu różnych czynności. Zwyczajnie nie potrafił.

- Słuszny wybór – rzucił szorstko Hogan vel Dergradus. Nadął się. Wyprężył klatkę piersiową do przodu. Wyglądał tak, jakby rozpierała go duma. Starsi chylili czoła ku młodemu generałowi. Ten z kolei ukłonił się jeszcze niżej, po czym przypiął broszę do swojej piersi. Żółte włosy, które uciekły spod więzów sznurka, opadły delikatnie na nowy symbol węża. Od razu je z niego zabrał, by wszystkim się zaprezentować, już nie jako wnuk arcymaga, ale jako generał Białej Iglicy.

- Czy mogę zadać kilka pytań odnośnie mojego obecnego statusu? – zabrał głos. Nie zaintonował ani jednego ze słów w sposób, który zdradziłby jakiekolwiek z odczuć względem tej sytuacji. Brzmiał tak samo pusto jak zawsze. Przychylnie spojrzeli na jego prośbę. Pozwolono mu zadać pierwsze z pytań – Dlaczego ten tytuł przypadł mnie, a nie pułkownikowi? Tarda vel Haaran jest dużo starszy, posiada więcej doświadczenia…

- Wpierw woleliśmy zaproponować to stanowisko komuś, kto ma krew węża – wyznał starzec o łysiejącym czubku głowy i nosie przypominającym dziób sępa. Tak jak Alex się spodziewał. Woleli przełożyć krew nad kompetencje.

- Rozumiem. Moim drugim pytaniem jest, kto wdrąży mnie w zakres moich obecnych obowiązków?

- Właśine Tarda vel Haaran. Na początku zajmie się większością spraw. Twoją asystentką będzie Megan Sorze, w razie wątpliwości pytaj te dwie osoby w pierwszej kolejności – padło nazwisko słynnej profesor z dziedziny zniszczenia. Wpływowa kobieta, dla generała Vitolda, była niczym córka. Jest to osoba o imponującym umyśle, pod względem magii ognia - Będzie czekać na ciebie w gabinecie, przekaże ci wszystkie szczegóły.

Alexander skinął głową na znak zrozumienia. Więcej pytań, które posiadał, zamierzał skierować właśnie do niej. Tarda zapewne ma więcej do powiedzenia, lecz Alex wolał nie wchodzić z nim w żadne niepotrzebne interakcje. Wolał nie wypowiadać słów pośród osób, których nie darzył zaufaniem. Jej również nim nie darzył, ale wyczuwał, że będą mogli nawiązać owocną współpracę. Poprzedni generał jej ufał. To powinno wystarczyć.

Zaś jeśli chodzi o Vitolda, Alex bardzo go szanował. Wierzył zatem, że jego przyjaciele, mogą zostać również jego przyjaciółmi. Zgodnie z przysłowiem.

- Drugą kwestią, którą chcieliśmy poruszyć, jest Reenievarie – wyznała wiedźma. Szanowna mag, która mimo swego wieku, wyglądała całkiem kusząco. Zwłaszcza przez dekolt odkrywający bujny biust. Choć skórę miała już obitą zmarszczkami, jej piersi wciąż wyglądały na doskonałe. Jej posada tutaj nie wzbudzała żadnych wątpliwości. Zwłaszcza, że była jedyną kobietą w tym gronie. O dziwo, czarodziejki nigdy nie lubiły towarzystwa rady starszych, wolały innego rodzaju kariery – Jak wiadomo, od wielu lat borykamy się z tym dzieckiem. Teraz osiągnął wiek zdolny do nauki. Pytanie tylko, czy dopuścić go do nauczania wraz z innymi?

- Lepiej nie – burknął pod nosem najbardziej znudzony ze starców. W dłoni bawił się własnymi okularami. Rozkładał i składał je beznamiętnie, pomagając sobie w tym blatem stołu.

- Dlaczego tak uważasz? – Hogan zabrał głos.

- Każdy Haaran powinien mieć indywidualny tok nauczania. Odkąd pamiętam tak było. To potwory, nie panują nad własnymi umiejętnościami, niszczą siebie i innych. Dopóki nie nauczy się samokontroli, nie można dopuścić go do nauki. Obecny Tarda też tak miał. Jego siostra też miała, jakkolwiek jej tam było na imię. Azarain też. Reenievarie też powinien – odłożył parę szkiełek i podparł ciężką głowę dłonią.

- Wrzucasz ich wszystkich do jednego worka. Tak nie można. Chłopiec jest bardzo odosobniony, jeśli tak pozostanie, możemy stracić nad nim kontrolę – Czarodziejka zajęła swoje stanowisko w tej debacie - a wtedy będzie źle.

- Mamy nad nim kontrolę. Pieczęcie są nie do zdarcia. Pozwalając mu wyjść do ludzi, narazimy się na to, że chłopak zacznie drążyć niewygodne tematy – starzec spojrzał na rozmówczynię bez przekonania.

Alex wiedział o czym mowa. Pieczęć Reenievarie uznano za najsilniejszą z pieczęci, jaką kiedykolwiek stworzył mag. A raczej kilkoro z nich. Do jej powstania przyczynił się Hogan vel Dergradus, obecny arcymag, Mistrz Magii Srebrnej Iglicy oraz Altas Teredoni, radca ze Złotej Iglicy. O dziwo, Mistrz Magii południowej wieży nie miał zamiaru przyczynić się do powstania tej pieczęci, co wyznał na samym początku, gdy tylko Dergradus ugościł go w swoich progach. Pieczęć ta miała za zadanie powstrzymać potęgę, która skryła się w małym chłopcu. Słyszał, że gdyby nie znak na jego plecach, zapanowałby chaos, nie skontrolowałby pokładów magii w swoim ciele ani nie umiałby zapanować nad magią, która kryje się wokół niego. Mówiąc inaczej, ten chłopak byłby bez niej nieobliczalny. Wielu już tłumaczyło, że wśród osób o nazwisku Haaran to właśnie zaczęło się nasilać. Niegdyś szlachetny ród, choć na wymarciu, z każdym pokoleniem zachwycał coraz bardziej.

Tarda posiadał ogromne pokłady energii, ale potrafił je dobrze wykorzystać i nad nimi zapanować. Jego siostra z kolei nie radziła sobie z niczym i przepadła bez wieści zaraz po tym jak ukończyła akademię. Natomiast Azarain okazał się tak specyficzną osobą, że na jego temat nie mówi się głośno. Wiadomo tylko jedno. Jest bardzo niebezpieczny, zwłaszcza, że swoją moc nie czerpie bezpośrednio ze swojego ciała, tylko z otoczenia. Jest rzadkim magiem typu A. Tak samo jak jego młodszy kuzyn, Reenievarie. Magów tego typu zawsze brano pod specjalną uwagę.

- Czy mogę? – odezwał się nowy generał. Zwrócili na niego swoje oczy, po czym zachęcono go gestem ręki, aby śmiało się udzielał w dyskusji – Można zmieszać jego plan zarówno z grupą, na zajęciach, które nie wymagają korzystania z magii, a na te trudniejsze przedmioty, wymagające większego zaangażowania magicznego, może mieć osobny tok nauczania, pod kontrolą.

- Tak czy inaczej, wszelka próba nauki go zaklęć jest niebezpieczna. Nie sądzicie, że lepiej całkiem go odsunąć od magii? – Hogan podchodził do tego sceptycznie.

- Dlaczego mielibyśmy? To geniusz, niebezpieczny, ale jak się go oszlifuje, będzie bardzo obiecującym magiem - Radna nie dawała za wygraną.

- Zmienisz zdanie, gdy wszyscy nowi uczniowie trafią do lecznicy. Wolisz mieć jednego silnego maga, czy paru normalnych? - Jej przeciwnik z okularami również nie zamierzał ustąpić tak łatwo.

- Nie możesz zagwarantować, że ci uczniowie w ogóle na coś się przydadzą w przyszłości, ostatnio coraz mniej z nowych magów myśli o karierze Magów Bitewnych - zwróciła uwagę na problem nowszych roczników.

- Nie masz też gwarancji, że Reenievarie zechce się w to pchać.

- Mam. To w końcu Haaran, te aroganckie dupki myślą tylko o tym, by zaistnieć. Pułkownik Tarda, Kapitan Azarain, oraz wielu wybitnych magów przed nimi. Zresztą, Azarain już go zafascynował uczelnią, nie ma sensu niepotrzebnie zakładać najgorszego.

Alexander nie wiedział dlaczego tak bardzo się spierają. Nie znał całej powagi sytuacji, tylko tyle, ile ktoś mu powiedział. Nie znał Reenievarie Czy to jeden z tych pyskatych dzieciaków? A może nieśmiałych? Pieczęcie założono lata temu. Nawet Alex nosił jedną z nich na swoich plecach, jako zabezpieczenie, by nie pękła.

- Proponuję, aby ostateczne zdanie należało do Tardy vel Haaran - zasugerował młody generał - Jako ojciec, powinien wiedzieć najlepiej, czy jego dziecko nadaje się do życia w społeczeństwie magów, czy lepiej je odseparować.

- Jak zamierzasz mnie do tego przekonać? – burknął ten sam starzec, który bardziej zaabsorbowany był własnymi okularami niż posiedzeniem rady - Tarda to tylko pułkownik, nie ma nawet prawa wstępu na tę salę nieproszony.

- To rozkaz – padło z ust Alexandra. Starsi podnieśli głowy niezależnie od tego, po której ze stron się zadeklarowali. W ogóle się tego nie spodziewali po nim. Alex, chłopiec, który nigdy się nie sprzeciwiał, zawsze wypełniał polecenia jak mu mówiono, nagle przemówił. Hogana rozpierała duma jeszcze bardziej. Widział, że jego wnuk nie pozwoli sobą pomiatać, i że zajął właściwe miejsce. Nie spodobał mu się pomysł do końca, ale nie miał zamiaru wtrącać się w postanowienia Alexandra.

Wierzył, że sobie poradzi bez najmniejszego problemu.

- Co prawda to prawda – westchnął inny z Radnych magów, najmłodszy z nich, jego włosy pomimo siwizny, pokazywały się jeszcze od czarnej strony – Generał ma mniejszą władzę niż Rada Starszych, ale Rada Starszych nie ma takiej władzy co Dergradus. Zatem posiedzenie dobiegło już końca? – spytał z nadzieją w głosie. Marzył o powrocie do swoich komnat, z dala od jego męczących towarzyszy.

- Została ostatnia kwestia, ale nie będzie wymagała twojego udziału, droga wolna - Hogan wskazał magowi drzwi, lecz ten zrozumiał przekaz. Nie powinien tak wyrywać do przodu, zamiast tego po prostu oparł się wygodniej o krzesło - Sijiya znowu daje się nam we znaki. Ociąga się z raportem na temat śmierci Vitolda, do tego zamiast poinformować nas o przebiegu dochodzenia, ten postanowił poprosić nas o przyjęcie jednego z jego uczniów.

Magowie spojrzeli po sobie. Ociąganie się Sijiyi nikogo nie dziwiło, ten Mistrz Magii miał w zwyczaju przekładanie wszystkiego na ostatnią godzinę. Jednakże jego propozycja nie należała do tych, które występowały codziennie.

- Co to za uczeń? - Radny, który dotychczas siedział cicho, odezwał się. Najwyraźniej uznał, że nie wypada przemilczeć całego spotkania.

- Trishia Ranquen - Arcymag rzucił nikomu nieznane imię i nazwisko. Zaklęciem rozrzucił kartki po blacie długiej ławy. Na pożółkłym od starości papierze pojawiły się czarne, magiczne litery. Wpierw miały kształt run, następnie ułożyły się w czytelne zdania. Każdy miał przed sobą egzemplarz karty z danymi tego młodzieńca.

Alexander wziął ją do ręki. Większość danych pochodziła jedynie ze Złotej Iglicy. Jego oceny są wyjątkowo wysokie, co dziwne, z każdego przedmiotu. Głównie z teorii, choć i w praktyce może się poszczycić lepszymi wynikami od innych. Urodzony w czterysta dwudziestym roku, teraz ma dziewiętnaście lat. Dziwna prośba, by przenieść ucznia ostatniego roku, lecz najwyraźniej są ku temu powody, skoro sam Mistrz Magii wniósł taką prośbę.

- Wzorowy uczeń. Dlaczego chce się go pozbyć? - Czarodziejka przeglądała kartę, jak gdyby próbowała w niej znaleźć coś podchwytliwego.

- W papierach tego nie znajdziesz - Hogan odpowiedział jej zdawkowo, lecz rozwinął swoją wypowiedź - To dziecko jest Iva’Sol, a noce w Złotej Iglicy są coraz mroźniejsze. Tak to uargumentował w liście, który do mnie przysłał. Zwykle potraktowałbym to jako jego fanaberię, lecz taki uczeń może się dla nas okazać bardziej niż cenny.

Iva'Sol? Alex nie wiedział czym tak naprawdę są Iva'Sol. Słyszał jedynie historie, lecz nigdy nie miał szansy ujrzeć żadnego na własne oczy. Zawsze wyobrażał ich sobie jako mityczny naród nadludzi. Inteligentnych i utalentowanych. Jak daleko jest od prawdy?

Co więcej, taka sytuacja nigdy przedtem nie miała miejsca. Magowie nigdy nie zmieniali Iglic, w których się uczyli. Nie w trakcie podstawowej akademii. Alexander jednakże nie znał Mistrza Magii ze Złotej Iglicy na tyle, by móc się wypowiedzieć w tym temacie. Czuł jednak, że magowie coś podejrzewają. Widział to w ich twarzach, w tym jak marszczyli brwi. Każdy by zdołał zauważyć ich niechęć wobec pomysłów Sijiyi.

- I co zamierzamy z tym zrobić? Powinien zabrać się za swoje obowiązki, a nie obarczać nas nowymi - czarodziejka wywróciła oczami na samą myśl o tym wszystkim. Sprawy administracyjne nigdy nie należały do najłatwiejszych i nawet jeśli to nie spoczywa na jej głowie, zawsze to dobry powód, by tylko powiedzieć złe słowo na kogoś, w tym przypadku Hedrę Sijiyę.

- Może mógłbym tam pojechać? - zasugerował Alex - chętnie pomówiłbym z tamtejszym generałem, by rozeznać się w moich nowych obowiązkach - mówił, gdy zabrał głos wszyscy mu się przyglądali. Miał wrażenie, że wpatrują się w niego najbardziej jadowite stworzenia, wraz z samym Białym Wężem na ich czele - Mógłbym również upomnieć Sijiyę, by przesłał zaległe raporty... - przez chwile w siebie zwątpił, gdy tak mu się przyglądali, lecz nikt mu nie przerywał, toteż kontynuował - Na koniec, w drodze powrotnej, mógłbym zabrać ze sobą wcześniej wspomnianego ucznia, by zaoszczędzić zarówno czasu jak i magów.

- Alexandrze - Hogan przemówił, Biały Wąż się odezwał, coś mu nie pasowało, lecz nie chciał tego powiedzieć wprost - Jestem pewny, że nie musisz tracić swojego czasu na te sprawy. Tutaj z pewnością wszyscy chętnie ci pomogą…

- Rozumiem, arcymagu - Alex zawsze zwracał się do niego bardzo oficjalnie, nigdy nie miał odwagi nazwać go swym dziadem - Lecz od dłuższego czasu chciałem się spotkać z moim kuzynem, myślę, że ucieszą go najnowsze wieści.

Teraz arcymag nie miał nic do powiedzenia. Rozumiał, że nie powstrzyma Alexandra, a im dłużej by odciągał go od tego pomysłu, tym bardziej by to zaszkodziło sytuacji. Pokazałby, że nie przemyślał do końca swojego pomysłu o oferowaniu mu tytułu generała, a na to nie mógł sobie pozwolić.

- Przygotuję się do drogi - Alex dodał krótko, po czym wstał. Nawet jeśli posiedzenie jeszcze nie dobiegło końca, nie zniósłby dłużej jadowitego spojrzenia Hogana. Arcymag miał cały czas nadzieję, że jego wnuk zmieni zdanie pod presją, lecz chłopak zdawał się tym nie przejmować. Przynajmniej tak wyglądał. Jego lico nigdy nie zdradzało emocji, jak widać, nawet w stresujących sytuacjach.

Zupełnie jak lalka, która się porusza. Tańczy w rytmie codzienności. Jeszcze nie wie, że te kroki doprowadzą go do sieci, w której jeden zły krok grozi zaplątaniem się w nici intryg.



Gabinet generała Vitolda przypominał bardziej salon niż biuro. Na samym środku stał prosty stół kuchenny o długim na co najmniej sześć osób blacie. Zamiast krzeseł z kolei po jednej stronie stał wygodny fotel, gdy po drugiej znajdowała się szeroka sofa dla gości. Po lewej stronie od wejścia, cała ściana zakryta została regałami na książki. Wielu z tych tytułów Alex nigdy nawet nie widział na oczy. Gdzieniegdzie stały przeróżne figurki, choć większość w kształcie koni. Po prawej od wejścia stały gabloty, na dole szafki, u góry przeszklone drzwiczki, za którymi kryły się kolorowe kamyczki i mniejsze artefakty. Głównie o wartości kolekcjonerskiej, niż faktycznie użytkowej.

To co przykuwało uwagę, to czarny dywan rozciągający się wszerz niźli wzdłuż. Ukrywał on postarzały, niemalże już szary parkiet. Z pozoru nic dziwnego, lecz czarny kolor wśród magów uchodził za zakazany. Kojarzony za bardzo z czarną magią, wyszedł z użycia lata temu. Ten tu najwyraźniej z jakiegoś powodu został nietknięty. Aż dziwne, że arcymag nie nakazał go zdjąć. Widać na nim kilka śladów po kawie, jako jaśniejsze odbarwienia. Wewnątrz nie brakowało magicznych świec, które oświetlały pomieszczenie nocą. Co więcej, dla Alexandra czymś zupełnie nowym było to, że miał dostęp do okna.

Przez ogromną strukturę, jaką ma Iglica, wiele z pomieszczeń umieszczone jest wewnątrz w taki sposób, że nie mają dostępu do okien. Przez dobry system wentylacji nigdy nie stanowiło to problemu, lecz Alex, który zwykł mieszkać w komnatach bez dostępu do okien, teraz dziwnie się czuł. Teraz miał aż trzy wielkie okna na świat, zakryte jedynie cienką firanką, którą od razu zsunął na bok. Nie chciał, by cokolwiek mu przeszkadzało w delektowaniu się tym cudnym widokiem.

Z dziewiątego piętra widział niemalże wszystko. Biały Mur otaczający Iglicę, ciemnozielony las na horyzoncie. Mogło się zdawać, że nieskończony las zdawał się na niego czekać. Lecz nawet w tak niezwykłej dla niego chwili, uśmiech ani razu nie pojawił się na jego twarzy.

- Generale - z rozmyślań wyrwał go kobiecy głos. Gdy się obrócił, by sprawdzić kto przyszedł bez pukania, ujrzał asystentkę byłego generała. Megan Sorze, utalentowana czarodziejka w dziedzinie magii ognia i tak też wyglądała. Naturalne, blond włosy zawsze farbowała henną, tworząc przez to iście płomienny odcień. Jej włosy to coś, co ludzie widzieli jako pierwsze. Tak intensywnego koloru doszukać się można jedynie u dzikich Zaargeńczyków, a tych nie widuje się na co dzień. Drugą rzeczą, którą się w niej dostrzega jest jej niesamowicie gładka cera. Nawet bez makijażu wygląda na młodą i jędrną, pomimo dojrzałego wieku. Jej biały mundur nigdy nie był zapięty pod samą szyję, przez co jej biust wydawał się jeszcze większy niż w rzeczywistości. A i tak wiele kobiet jej zazdrościło, z kolei mężczyźni nieraz się za nią oglądali.

- Profesor Sorze - Alex lekko uchylił przed nią czoła, zawsze tak robił z szacunku do starszych, niezależnie od tego jaki stopień posiadali - Słyszałem, że mogę prosić cię o pomoc. Dopiero co otrzymałem tytuł generała, nie jestem pewien od czego zacząć.

- Najlepiej zacząć od kawy. 

- Kawy? 

- Jaką pijesz? Słodką, gorzką, a może z dodatkiem mleka? - zapytała z czułym uśmiechem. Choć wyraz twarzy Alexa się nie zmienił, wiedziała, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Potrafiła nawet powiedzieć, że nigdy przedtem nie pił kawy, zapewne przez swój wiek. Młodzież rzadko kiedy wybiera ten trunek, doceniają go dopiero gdy na głowie mają za wiele obowiązków związanych z dorosłością.

- Podziękuję, wystarczy woda - wyznał, lecz Megan pokręciła głową. Z gablotki wyjęła czysty kubek, zasypała go zmielonymi ziarnami kawy i magicznie wypełniła kubek gorącą wodą. Postawiła kubek na jego nowym biurku, a raczej długim stole. Wyglądało to dość dziwnie, lecz z czasem z pewnością doceni tak wiele miejsca do użytku.

- Kawa, co? - Alex przysunął do siebie kubek, by powąchać trunek. Znał ten zapach. Tak dawno go nie czuł, że niemal zapomniał o jego istnieniu. Lecz już sama woń koiła zmysły, wyciszała wszystkie myśli. Dawała poczucie, jakby czas stanął w miejscu.

- Nie przyzwyczajaj się do niej za bardzo, jedna czy dwie dziennie ci w zupełności wystarczą. Też pamiętaj, aby nie pić ich na noc - dodała, po czym zajęła miejsce na sofie naprzeciwko Alexandra - Jeśli nie wiesz od czego zacząć, mogę ci napomknąć czym ostatnio Vitold się zajmował. Głównie były to trzy rzeczy, które spędzały mu sen z powiek - zaczęła mówić, Alex chwycił kubek w obie dłonie i słuchał ją uważnie.

- Chętnie usłyszę o tym więcej. Myslę, że dokończenie jego spraw mogłoby być dla mnie dobrym początkiem.

- Z początku wydawało mi się, że to nie ma ze sobą żadnego związku, lecz im dłużej o tym myślę, tym bardziej składa mi się to w jedną całość - mówiła spokojnie. Na palcu kręciła sobie loczki. Jej falowane włosy idealnie owijały się raz za razem - Jak zapewne wiesz, generał prowadził zajęcia z rozwoju fizycznego wśród uczniów akademii. Mimo wieku, zależało mu bardzo na doprowadzeniu ostatniego roku do końca. Podejrzewał, że jeden z uczniów przejdzie na stronę nekromancji. Opisał to oczywiście w swoim notatniku, jest w szufladzie.

Gdy o tym wspomniała, Alex otworzył małą szufladkę. Oprócz całkiem bezużytecznych przedmiotów jak zużyte pióra, pokreślone notatki czy nawet kości do gry, znalazł stary notes obity skórą. Aż bał się go wziąć do ręki. Nie znosił grzebać w cudzych rzeczach. Tylko, że to właśnie tutaj kryją się tajemnice, na których powinien się teraz skupić. Otworzył notes i pobieżnie go przejrzał, zatrzymując się na ostatnich stronach.

Zapisane trzy imiona i krótkie obserwacje przy każdym z nich. Najwyraźniej któregoś z nich podejrzewał.

Dogme, uczeń typu A, niezwykle silny, ułożony, lecz jego typ sprawia, że jest w grupie ryzyka. Shavier, który pasuje osobowością, wyobcowaniem i wstrętem do innych ludzi. W nawiasie również zostało wpisane słowo klucz - hobby. Czym Shavier zatem mógł się zajmować, że Vitold zwrócił na niego uwagę? Z pewnością Alex będzie musiał się temu przyjrzeć. Trzecie imię to Quinn, przy którym znajdowało się tylko jedno zdanie - motyw: utrata rodziców. Idealny powód dla młodego maga, by zejść na ścieżkę nekromancji. Utrata najbliższych.

Alex wiedział, że powinien się temu przyjrzeć. Zwłaszcza, że w grę wchodzi życie młodego maga. Może jeszcze nie jest za późno, by pozostał na dobrej ścieżce.

- Następnie dostał list… od tamtej pory był bardziej nerwowy, choć próbował udawać, że nic się nie zmieniło. Od tamtego dnia też zaczął się interesować Przypadkiem - Megan mówiła dalej. Alex lekko zmrużył oczy na chwilę.

- List? Od kogo?

- Nie wiem. Schował go gdzieś w swoim biurku, a ja szanuję jego prywatność.

Zaraz po tym, jak to powiedziała, młody generał zaczął szukać listu. Prędko go znalazł, gdyż został on wciśnięty za ostatnią kartką w notatniku. Wyjął go z koperty. Nie został on przysłany standardową metodą. Magowie zawsze wysyłali sobie orły. Wielkie ptaki najlepiej sprawdzały się w trudnych, górskich warunkach jakie towarzyszyły okolicy Złotej Iglicy, w dodatku ich inteligencja mocno przewyższała gołębie pocztowe. Ten list został wysłany tradycyjnie. Opłaconym przez kogoś kurierem. Co jest w liście? To się dopiero okaże.

Alex ostrożnie wyjął papier. Rozłożył go. Znalazł tam tylko podpis. Żadnej treści. Pusta kartka, nie wyglądała nawet na zaklętą. Zwyczajnie nie została zapisana.

- Otello Cannova - młody Dergradus odczytał podpis na głos. Staranne, proste pismo, łatwe do odczytania. Z tego co pamiętał, był to jeden z Radnych w Złotej Iglicy. Nie pamiętał zakresu jego obowiązków, czym ten Radny się zajmował, lecz wiedział, że to dość nietypowa metoda wysłania listu, jak i jego treść, a raczej jej brak, sprawiały, że wszystko wyglądało podejrzanie. Dlaczego przez to zaczął się interesować Przypadkiem? Czy może to zwykły zbieg okoliczności? Lecz skoro Megan uważa, że te sprawy są powiązane, dlaczego miałby jej nie ufać? Prawdopodobnie znała go najlepiej jako jego asystentka. Spędzała z nim najwięcej czasu. W dodatku, z tego co pamiętał, Megan jest zaręczona z Danysem, którego około trzydzieści lat temu były generał adoptował. Niewątpliwie Meg musiała znać swego przyszłego teścia.

- Dziwne, list jest pusty - dodał po chwili. Megan pochyliła się lekko do przodu, by spojrzeć na to własnym okiem. Faktycznie, również i ona widziała tylko sam podpis - Mógłbym spróbować porozmawiać z Cannovą, gdy będę w Złotej Iglicy.

- Lepiej nie.

- Dlaczego? - Alex nie rozumiał dlaczego mu to odradziła. Gdy odłożył list na biurko, upił łyk kawy. Po raz pierwszy jego twarz wyraziła niezadowolenie. Ten gorzki smak w ustach okazał się straszny. W moment wstał i odnalazł cukier w gablotce, z której Meg wcześniej wzięła kawę. Wsypał jedną łyżeczkę, drugą… trzecią. Na czwartej się nie skończyło. Meg tylko patrzyła z przerażeniem jak ten młody chłopak zasypuje kawę cukrem, a potem to miesza i pije.

- Nie masz żadnej władzy w Złotej Iglicy. Tylko taką, by bramę otworzyć, nic więcej. Zresztą, sam się przekonasz, jeśli tam pojedziesz. Wątpię, by jakikolwiek Radny chciał poświęcić ci swój czas.

Alex nie rozumiał dlaczego tak uważa. Przecież jest z najważniejszego rodu magów, z rodu Dergradus. Każdy inny mag powinien mu iść na rękę. Brak współpracy czy wykonania rozkazu jest karalny. Tak przynajmniej zapewniał go sam arcymag, Hogan vel Dergradus. Czyżby w Złotej Iglicy wszystko tak bardzo się różniło?

- Nie rozumiem…

- Choć może jeśli będziesz wystarczająco szczęśliwy, może uda ci się dogadać z Hedrą. Pamiętaj tylko, że on starannie dobiera osoby w swoim towarzystwie - ostrzegła go. Tym bardziej Alex nie wiedział co myśleć o Hedrze Sijiyi. Wszyscy mieli o nim złe zdanie póki co, z kolei Meg twierdzi, że mógłby się z nim dogadać. Czyżby go znała? Jako asystentka generała z pewnością często podróżowała razem z nim.

- Rozumiem. Już zaproponowałem, że wyruszę do Złotej Iglicy, lecz przyznam, że nie jestem pewien jak zorganizować coś takiego. Nigdy nie byłem za Murem. Przynajmniej nie aż tak daleko.

- Od czego masz mnie? - profesor spytała z uśmiechem. W końcu od tego są asystentki, by zajmować się takimi rzeczami jak organizacja wyjazdów. No i ma też swoje doświadczenie, na którym Alex mógł polegać. Z początku bał się, że się z nią nie dogada, lecz najwyraźniej Meg ma tak dobre podejście do ludzi, że i jego zaufanie wzbudziła od razu. Przynajmniej na tyle, by mógł z nią swobodnie porozmawiać.

Alex zatem zajął się przeglądaniem rzeczy pozostawionych przez generała.


Parę razy w jego notatkach zauważył podkreślone słowo - Lesei. Pierwszy raz widział coś takiego, nie wiedział o co mogło chodzić. Odnosił się do nich jak do ludzi, lub jakiegoś nieznanego gatunku. Odnosił się do jakichś źródeł, wiele tytułów zostało zapisanych i skreślonych, najpewniej tak odznaczał sobie rzeczy do przeczytania.

To wszystko go przytłaczało. Wszystkie obowiązki nagle są na nim, nawet nie wie co dokładnie. Dowie się z pewnością na dniach. Dlaczego się zgodził? Czy podświadomie bał się, że ten tytuł wpadnie w ręce kogoś gorszego? Lecz skąd może mieć pewność, że sam poradzi sobie z tym tytułem? Krew w jego żyłach to nie wszystko. Z drugiej strony, jak pomyśli sobie o tym, aby taki Tarda otrzymał ten tytuł, to zdecydowanie woli sam zająć się wszystkim. Nawet jeśli pułkownik ma wymagane doświadczenie, oferowanie mu tak ważnego tytułu przyniosłoby po prostu zagładę.


Hogan obawiał się tego wyjazdu. Bał się, że Alex pozna inny świat. Inne poglądy. Że przestanie mieć nad nim pełną kontrolę. Najbardziej obawiał się konfrontacji z samym Hedrą Sijiyą. Ten ekstrawagancki jegomość potrafi odmienić życie nowo poznanej osoby. Owszem, Alexander już raz go widział, lecz młody Alex miał ledwie kilka lat. Zresztą nie tylko sam Hedra budził wątpliwości. Złota Iglica roi się od magów, którzy uchodzą za dziwnych, wręcz nieokrzesanych. Wielu z nich miała zbyt dużą styczność z nekromantami, by zachować zdrowe zmysły. A wielu z nich tak naprawdę niegdyś należała do nekromantów. W Złotej Iglicy nekromanci mogli przejść swój proces oczyszczenia. Zyskać nowe życie, zgnić w lochu lub zostać poddanym egzekucji. 

Ci, którzy otrzymali szansę od Mistrza Magii, żyli szczęśliwie jako magowie niższej klasy. Często zajmowali się drobnymi rzeczami, takimi jak praca w silosach, przy sporządzaniu jadła, czy zwyczajnie prowadzili działalność handlową. Zajęć im od dostatku, każdy znalazł dla siebie miejsce, w którym czuł się potrzebny i ważny. Mieli tylko jeden zakaz. Nie mogli używać silnych zaklęć. Nikt nie bronił im używać ognia do zapalenia świecy, wody do schłodzenia ciała ani nawet mniejszych zaklęć, pomagających utrzymać odzienie czy też dom w czystości. Również otrzymali białe mundury, które pozwalały na szybkie wykrycie nekromanty. Bowiem, gdy ktoś użył zakazanej magii, ich materiał nachodził czernią. W taki sposób, że nie szło tego ukryć. Musieli pozostać czyści, inaczej czekałaby ich zagłada w lochach, głęboko pod ziemią. Mało kto rezygnował z życia w dostatku, z podarowanej im szansy.

Taki sposób wprowadził poprzedni Mistrz Magii Złotej Iglicy, Lycor vel Dergradus. Postać, która uratowała wiele żyć, a następnie przepadła bez śladu. Jak głoszą plotki, na kilka dni przed zniknięciem, zauważono czerń na jego rękawach. Nikt nie zdołał tego niestety już udowodnić. Szukano go, ale odnalezienie jakiegokolwiek tropu po wybitnym Łowcy graniczyło z cudem.



Megan zajęła się wszystkim, co było im potrzebne do drogi. Konie, prowiant, woda do picia oraz, na wszelki wypadek, śpiwory jak i namioty. Wszystko to bez problemu zmieściło się na grzbiecie Koni Magów. Te wielkie, białe rumaki hodowano specjalnie z domieszką magii. Najbardziej powszechne, tak zwane konie bojowe - wielkie i ciężkie o śnieżnobiałej maści. Charakteryzowały się brakiem strachu i wytrwałością. Ich mniejsi bracia służyli najczęściej do nauki lub zwykłych wycieczek, niekiedy transportowania towarów. Ostatni, najrzadszy typ to tak zwane konie łowcze. Ich smukła sylwetka zachwycała, gorący temperament i odwaga idealnie odwzorowywuje uczucia ich jeźdźców. Taki właśnie jest Helial. Koń, który zdobył serce Alexandra. Urodzony z defektem, jakim okazał się pysk z charakterystycznym wklęsłym nosem, oraz ciemnymi nogami. Alex tak się zżył z tym zwierzęciem, że nikt nie potrafił choćby tknąć tego konia, mimo planów sprzedaży na mięso.

- Kto jeszcze jedzie z nami? - Alex zapytał, gdy tylko podszedł do swojego wierzchowca. Ogier od razu go przywitał muśnięciami chrap, próbując dostać się do jego kieszeni, by zdobyć smakołyki, które zawsze się tam przed nim ukrywały.

- Wyruszy z nami Taza vel Towaine, oraz mój narzeczony, Danys Wilres. 

Jak tylko Megan to powiedziała tak Alex oczekiwał przybycia pana Wilres. To nazwisko nosił Vitold, były generał. Trzydzieści lat temu adoptował chłopca, zabrał go z ulicy podczas pobytu za murami. Alexander zupełnie nie kojarzył Danysa. Nie wiedział kogo się spodziewać, lecz to, co ujrzał, całkiem minęło się z jego wyobrażeniem.

Tazę rozpoznał od razu, gdyż widywał go od czasu do czasu w gabinecie arcymaga. To zwyczajny mężczyzna, który wyróżnia się jedynie tym, że nosi okulary o wyraźnej, ciemnej oprawie, które trzymają się solidnie na jego krzywym nosie. Pomimo dość wysokiego stopnia, gdyż znajduje się na pozycji kapitana oddziału, na jego twarzy wciąż można spotkać szczery uśmiech.

Drugi z mężczyzn, który przyszedł, to na pewno Danys. Wysoki i dobrze zbudowany. Bardziej przypomina wojownika ubranego w mundur niż maga. Prezentuje się chłodno. Na twarzy widać miesięczny zarost, z jego blond włosy skrywają jego skroń, oko i kawałek policzka. Gdy mocniej zawieje wiatr można zobaczyć dlaczego tak się czesze. Ukrywał w ten sposób obrzydliwą bliznę. Wiele lat temu rana źle się zrosła. Choć oka nie stracił, nie potrafi wyzbyć się uczucia wstydu. Zwłaszcza, że pracuje z dziećmi i młodzieżą.

Najciekawsze w nim jest to, że z pochodzenia jest Naryjczykiem. Toteż nie posiada on talentu magicznego. Naucza młodych magów podstaw języka i wykłada historię, więc zamiast zaklęć, wertowane są u niego grube księgi.

- Generale - Taza się ukłonił przed Alexandrem. Danys z kolei w milczeniu podszedł do swego konia. Nigdy nie uchodził za rozmownego. Zwłaszcza teraz, gdy w głowie miał jedynie śmierć swego ojca. Tego, który go adoptował, który pokochał go jak własnego syna.


Wyruszyli z Białej Iglicy. Wpierw powitał ich widok bezkresnego lasu. Drzewa liściaste mieszały się z iglastymi. Ścieżka prowadziła na wschód. Słońce dopiero co wspinało się do góry po różowym niebie. Wszystko, choć Alex znał z krótkich przejażdżek i widoku z najwyższych pięter Iglicy, teraz wyglądało inaczej. Prezentowało się o wiele piękniej. Nawet powietrze, choć pachnie tak samo, smakowało inaczej niż zwykle. Niczym wolność, możliwość podejmowania własnych decyzji i droga do odnalezienia pytań. Pytań, które pośród Białych Murów nie mają prawa paść.

Tym razem to nie jest przejażdżka w tę i z powrotem. To prawdziwa podróż do drugiej Iglicy, która znajduje się na południu kraju. Może wydarzyć się wszystko. Choć nie spodziewa się niczego.

Kto o zdrowych zmysłach robiłby problemy magom? Nikt ich nie zaatakuje. Żadni bandyci czy rozwścieczeni chłopi. Na widok Białych Mundurów każdy schodził z drogi.

Przed zwierzętami łatwo mogą się obronić. Te dzikie zawsze boją się zaklęć, zwłaszcza magii ognia i tych ostrzegawczych co wybuchają z hukiem. Jedyne co może zagrozić magom to inny mag lub nekromanta. Dla tych Alexander mógłby stanowić smakowity kąsek.

Gdy przejeżdżali obok domów, ludzie chowali się do środka. Pilnowali swych dzieci, by nie podbiegały, by nie zadawały pytań. Alex tylko wodził swymi oczami od domu do domu. Dziwił się tym, jak wyglądają domy. Proste budowle, niekiedy z cegły, inne całe z drewna. Przykryte strzechą lub dachówkami. Dla niego to tak, jakby ktoś wyjął jego komnaty z Iglicy i zrobił z tego cały dom. Nie potrafił tego pojąć, dlaczego domy nie są połączone razem. Dla kogoś, kto całe życie spędził w wielkiej, wysokiej Iglicy, coś takiego jest niezrozumiałe. Zwłaszcza te domy, które nie są niczym otoczone. Nie boją się zwierząt? Nie boją się bandytów? Nekromantów? 

Czy ludzie nie mają takich zmartwień?


Taza najlepiej orientował się w terenie, toteż to właśnie on prowadził. Na samym końcu jechał Danys, z kolei Megan co jakiś czas podjeżdżała bliżej Alexa, by zapytać czy niczego nie potrzebuje. Chłopak się denerwował. Momentami zapominał jak się oddycha, gdy słyszał wokół rzeczy, których nie potrafił rozpoznać. Ptaki, zwierzęta, wszystko to zawsze pozostawało za murem. Świat zewnętrzny go fascynował coraz bardziej, lecz jego nieznajomość momentami przerażała. Zwłaszcza, gdy nadchodził zmrok. Gdy jego oczy widziały coraz mniej, a każdy cień zdawał się skrywać parę oczu.

Postanowili zatrzymać się w zajeździe. Korzystają z niego głównie handlarze, patrole jak i najemnicy. Zwykle jednak stoi pusty, a właściciele przywykli do widoku Białych Mundurów. Zajęli stolik pod ścianą, niedaleko okna. Do jedzenia poprosili o swojską strawę. Zamówili również po kuflu piwa dla każdego. Chcieli by Alexander poznał nowe smaki.

- Czego się spodziewać w Złotej Iglicy? - młody Dergradus zapytał, korzystając z okazji, że siedzieli razem we czwórkę.

- Miejsce cudów - odparł Taza - przede wszystkim, musisz uważać na klimat. Za dnia powietrze wrze, nocą zamarza nawet oddech. Nie uświadczysz tam chmur czy deszczu. Myślę, że żadne słowa tego nie oddadzą. To trzeba poczuć. Przeżyć na własnej skórze. Złota Iglica utrzymuje roślinność i wodę za pomocą magii, lecz wszystko poza murem przypomina spalone zgliszcza. Już sam Złoty Mur stanowi wielką przeszkodę. Za dnia można od niego oślepnąć.

- Nie brzmi zachęcająco. Na co trzeba uważać, pomijając warunki klimatyczne? - Alex dopytywał. Nigdy nie był w Złotej Iglicy, toteż nie wiedział jak bardzo ona się różni od Białej Iglicy. Słyszał tylko, że ta jedna z trzech Iglic została zbudowana później, a jej plany budowy wyglądały lustrzanie do jej dwóch starszych sióstr.

- Ty i tak pewnie będziesz ugoszczony przez samego Mistrza Magii, więc nie bałbym się za bardzo niczego na twoim miejscu. My sobie jakoś poradzimy - Taza odparł z uśmiechem. 

Starszy pan przyniósł tacę z posiłkami. Porozstawiał miski z zupą i pieczywo. Życzył smacznego, po czym poszedł zająć się paleniskiem.

- Byłem zbyt mały, gdy zagościł u nas Mistrz Magii - Alex chwycił za łyżkę i posmakował zupę. Gdy inni się zajadali, on nie potrafił. Łyżka za łyżką, wszystko wydawało się nie mieć smaku. Warzywa, mięso. Nawet pieczywo z masłem. Zupę popił wodą, nie zjadł zbyt wiele.

- Ach, Hedra Sijiya. Wariat jakich mało - Megan się zaśmiała.

- Pamiętam tylko jego niecodzienną karnację - mówił Alex, próbując sobie przypomnieć resztę.

- To prawda. Takiego mieszańca jak on nie znajdziesz w całym Rivdehil.

- Pamiętam jego oczy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz