Złote Mury

 Bladopomarańczowe oczy bez zarysowanej źrenicy. Przerażały każdego, kto odważył się w nie spojrzeć. Wielu mówiło, że to przez chorobę, która niszczy Złotą Iglicę od środka. Złoty Wirus, który dopadał każdego, kto odważył się mieszkać w tych stronach. Inni twierdzili, że to wynik zaklęcia, które pomaga mu w ciemnościach.

Hedra Sijiya, bo tak się nazywał, stanowił żywy okaz człowieka o tak zmieszanej krwi, że mało kto potrafił znaleźć jego słabości. Doskonały we wszystkim. W boju zarówno z bliska jak i na dystans. We władaniu magią mało kto potrafił mu dorównać, a gdy mowa o ogniu, nikt nie zna lepszego maga.

Jednakże jedna z jego słabości rzucała się w oczy już na samym początku. Jego wzrost, na punkcie którego zyskał ogromny kompleks. Przez domieszkę zaargeńskiej krwi, nie urósł za wysoki. Nawet wiele dziewcząt mogło bez problemu spojrzeć na niego z góry. Mierzył on około metra sześćdziesiąt i nie lubił, gdy ktokolwiek o tym wspominał. Łatwo się przez to irytował. Przez to nawet docinki o jego śniadej karnacji nie obchodziły go ani trochę.

Tego dnia stał po kolana w wodzie. Zbiornik wodny przypominał niewielkie jezioro skryte w cieniu Złotej Iglicy. Wokół rosły drzewa, postawiono kamienne altany i ławki. W dłoni trzymał wodze swego karego konia. Jako jedyny mag pozwolił sobie na zwierzę, które nie pochodziło bezpośrednio z hodowli magicznej. Dantalion, gdyż tak go nazwał, wiernie służył mu od lat. Jak Hedra twierdził, szanujący się Łowca nie rzuca się w oczy, tylko przemyka niepostrzeżenie pośród cieni. Choć Sijiya od lat nosi tytuł Mistrza Magii, nie zapomniał on, że przedtem należał do Łowców i wraz z nimi tropił nekromantów. Nikt też nie zapomniał jak dobrze spisywał się w tej roli i ilu nekromantów poskromił. Wielu z nich zabił, wielu wtrącił do lochu, ale też wielu z nich uratował życie, pokazując im możliwość powrotu na dobrą drogę. Jego zasługi budziły kontrowersje, zwłaszcza wśród konserwatywnych magów z pozostałych Iglic. Jednakże ta odziana złotem go kochała.

Sijiya, pomimo dość krótkiej kadencji, stał się uwielbianym liderem. Każdy, kto znajdował się na terenie Złotej Iglicy czuł, że może liczyć na jego wsparcie, niezależnie od sytuacji. Nie pozwalał na panowanie głodu, wszelkiego rodzaju konflikty czy inne przestępstwa. Jak sam uważał, mieli gorsze problemy na głowie od tego, zatem dobrze by było stanąć w ich obliczu razem, a nie każdy osobno.

- Mistrzu! - młody mag w samym podkoszulku i o krótkich spodniach podbiegł do brzegu. W takie upały, Sijiya pozwalał swoim magom na to, by zostawiali mundury w swych komnatach. Nie zamierzał nikogo niepotrzebnie męczyć. Sijiya poklepał karego konia po szyi, po czym obrócił się do brzegu, by sprawdzić co się dzieje - Otrzymaliśmy wiadomość z Białej Iglicy.

- Jaką niby? - zapytał nie ukrywając zdziwienia. Rzadko kiedy cokolwiek od nich dostawali, lecz ostatnio mieli sporo wiadomości o podobnej treści. Wszystkie dotyczyły albo Przypadka, albo Vitolda. Prosił jednak, by nie zaprzątać mu głowy kolejnymi tego typu wiadomościami, zatem tym razem to zapewne coś innego. Iglica spod dowództwa Hogana nie cieszyła się uznaniem w tych stronach. Tak jak Biali magowie mieli Złotych za dzikusy, tak Złoci twierdzili, że Biali nie mają ani odrobiny poczucia humoru.

- Generał zmierza do nas w gościnę.

- O rety. Generał? - powtórzył jeszcze bardziej zdziwiony. Domyślał się, że prędko zastąpią Vitolda, lecz jedyne co przychodziło mu do głowy, to że arcymag posadził na tym stołku Tardę vel Haaran. A Tardy w gościnie Sijiya by raczej nie zdzierżył - Wspomnieli kto jest tym ich nowym generałem? - nabrał wodę w dłoń, po czym obmył nią szyję swojego czworonogiego przyjaciela. Po jego wyglądzie mało kto domyśliłby się, że pełni tak ważną funkcję. Nosił się luźno i swobodnie, przede wszystkim cenił wygodę. Jego mundur zwykle zostawał na oparciu fotela, w gabinecie, kilka pięter wyżej. Rzadko kiedy go zakładał. Jeśli już, to wieczorem, gdy robiło się zimniej. Mundury ze Złotej Iglicy zostały tak zaprojektowane, by można było je regulować za pomocą pasków. Za dnia umożliwiały ochłodzenie ciała za pomocą przewiewnych rozcięć, z kolei nocą, stanowiły doskonałą tarczę przed zimnem dzięki kilku warstwom grubego specjalnego materiału. Dwa kaptury ułatwiały pracę. Jeden doskonale chronił przed udarem, drugi ratował przed wyziębieniem. Mundury co jakiś czas zmieniano, zawsze wprowadzano nowe rzeczy, które umożliwiały praktyczniejsze korzystanie z nich. Zwłaszcza jeśli chodzi o kieszenie. Tych nigdy im nie brakowało.

- A obiecujesz, że uwierzysz mi na słowo, bo nie wziąłem listu ze sobą? 

- Zobaczymy, zależy co mi powiesz - Hedra się zaśmiał. Zawsze pozwalał innym na zwracanie się do niego po imieniu. Choć lubił swój tytuł, zdecydowanie bardziej wolał, gdy widziano w nim przede wszystkim człowieka.

- Alexander vel Dergradus.

Nastąpiła chwila ciszy. Hedra popatrzył na swojego karego konia, jakby chciał się upewnić, że i on usłyszał to samo. Następnie zmarszczył brwi i wygiął usta w grymas zawiedzenia. Z tego co kojarzył, Alex w tym roku skończył szesnaście lat. Co ci magowie z Białej Iglicy wyczyniają? Dają dziecku tak ważny tytuł? Owszem, w jego żyłach może i płynie krew Białego Węża, lecz co z tego, skoro w głowie nie ma ani doświadczenia, ani też dobrego autorytetu wokół, który mógłby go pokierować? Sam już nie wiedział co gorsze. To, czy Tarda? Nie mówiąc już o tym, że tak ważna rola zwyczajnie zniszczy resztki dzieciństwa tego młodzieńca. O ile jakiekolwiek miał. Przy tak szalonym arcymagu, który jest jego jedyną rodziną, można się spodziewać teraz wszystkiego. Kto wie? Może Alex jest jak drugi Hogan?

U magów pełnoletność osiąga się mając dwadzieścia lat. Wraz z końcem akademii, mag zyskuje pełne prawa i dalej może sam decydować o swoich losach. W przypadku Alexandra, zapewne uczyli go specjalni mentorzy, może i sam arcymag.

- I co ja mam zrobić? - Hedra westchnął - pewnie będą za jakiś czas, kto wie kiedy wysłali list - Mógłbym w sumie się przejechać za mur. Przywitać ich - pokręcił głową - Pewnie przyjadą też z lewej strony, zamiast jak ludzie jechać krótszą drogą.

- Są z Białej Iglicy - młody mag dodał, na co Hedra się zaśmiał.

Korzystanie z traktu wschodniego kończy się zwykle wielkim osłabieniem. Tam panuje susza. Ziemia jest popękana. Powietrze gęste. Nie ma czym oddychać. Do tego słońce odbija się od złotego muru i razi w oczy każdego, kto odważy się spojrzeć w stronę Iglicy. Ta twierdza od lat uchodzi za niemożliwą do zdobycia. Nikt by nie stanął do walki w takim miejscu, a magowie, którzy tutaj żyli, doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Sami przystosowali się do życia w tak trudnych warunkach, że żadne inne im nie straszne. Nawet ludzie będący niegdyś w Khar-Geren, twierdzili, że to miejsce jest gorsze od najgorętszej pustyni.

- Nie chce mi się po nich jechać. Zawołajcie mnie, gdy będą już w zasięgu wzroku.


Sijiya zastanawiał się czego może chcieć młody Dergradus. Pewnie Hogan wysłał go na przeszpiegi. Młody, niedoświadczony generał może prezentować się niewinnie. Pewnie będzie dopytywać o nekromantę, o śmierć Vitolda, o raporty, których Sijiya nie dostarczył od samego początku badania tej sprawy. Musi się mieć na baczności. Pod pretekstem nabycia doświadczenia może wyciągnąć naprawdę wiele. Lecz nie z Hedrą te numery. Poznał już w życiu tyle przebiegłych osób, że nawet najbardziej cwany mag nie będzie w stanie go omamić. Zwłaszcza, że najbardziej podejrzaną osobę miał w swoich szeregach. Jako sojusznika. Na szczęście.

Póki co, zastanawiał się jak ugryźć ten temat. Nie może tak po prostu zabronić mu zadawać pytania, z kolei unikanie odpowiedzi na każde z nich będzie wyglądać podejrzanie i może skupić na nich uwagę Białych Magów. A tego by nie chciał.

Można powiedzieć, że Sijiya wychował się pośród Białych Węży, toteż ich sztuczki go nie zdziwią. W Złotej Iglicy ich nie brakowało. 

Niegdyś władzę sprawował Lycor vel Dergradus, ale nim zniknął, przekazał wszelkie prawa do tytułu Mistrza Magii właśnie Sijiyi. Mógł przekazać je swojemu młodszemu bratu. Thanerod vel Dergradus zawsze chętnie pchał się do władzy, a jego starszy brat skutecznie go od niej odsuwał. Lycor cieszył się większym poparciem u ludzi. Jego decyzja szybko została zaakceptowana przez innych. Nie pozostawił im wyboru. Po tym jak zaginął bez śladu, wszyscy uznali, że muszą wypełnić jego wolę i przyjęli Hedrę na jego stanowisku bardzo ciepło. Sijiya stał się wnet pierwszym Mistrzem Magii, który pochodził spoza szlachetnego rodu. W jego żyłach nie płynęła krew białych węży, mimo to, dla Lycora był on niczym syn, którego nigdy nie miał.


Nie wiedział kiedy spodziewać się ich przybycia, ale też specjalnie nie zamierzał na nich czekać. Robił to, co miał w swoich planach na ten dzień. Zazwyczaj pracował w nocy, spał rano, a resztę dnia poświęcał na swoje przyjemności i pomoc pozostałym magom. Bardzo dużo się udzielał wśród swoich ludzi.

- Czarno to widzę - westchnął. Pozostawił swego wierzchowca samego. Koń nie ucieknie dalej niż do muru, tak czy inaczej. Zresztą Dantalion bardziej interesował się kopaniem w wodzie niż czymkolwiek innym w tym momencie. Hedra podszedł do swej służki, która czekała na niego pod jedną altaną. Młoda dziewczyna o szarej skórze, siedziała ubrana w lekką, beżową sukienkę, a na ramionach trzymała mundur Hedry. Gdy tylko dowiedziała się, że przyjedzie Dergradus, na wszelki wypadek postanowiła, że go przyniesie.

- Czemu? Alexander jest zły? - spytała łagodnym głosem, bardzo słodkim. Jak tylko podszedł bliżej, tak podała mu wino, by mógł się napić.

- Ostatni raz go widziałem jak miał z cztery czy tam sześć lat - Hedra wziął od niej trunek i wypił połowę kielicha niemalże duszkiem - Jego ojciec był świetny. Ale po tym jak zmarł, nie oczekiwałbym zbyt wiele po Alexandrze. Wiesz, arcymag nie nadaje się do wychowania dzieci.

- Boisz się, że przyjedzie szpiegować dla arcymaga? 

- Nie. To jest niemal oczywiste, a szpiegów i tak mamy tu pod dostatkiem. Zapewne bardziej doświadczonych niż sam Alexander.

- To o co chodzi?

- Pamiętam tego chłopaka jako dziecko. Niewinne, skrzywdzone przez los przez śmierć ojca, wcześniej śmierć matki. Boję się, że moje wyobrażenie niewinnego Alexa zostanie zrównane z ziemią przez jakiegoś skurwiałego Alexandra. To wszystko - odparł z uśmiechem. Usiadł obok niej, by popatrzeć raz jeszcze w te modre oczy o długich rzęsach. Uwielbiał to, jak rumieńce wkradały się na jej piegowate policzki za każdym razem, gdy tak robił.

Właśnie wtedy po okolicy rozniósł się głośny sygnał do otwarcia bramy.

- Mam go mieć na oku? - spytała, próbując się odsunąć. Zawsze się bała, że ktoś ich zobaczy. Lecz Hedra najwyraźniej się tym nie przejmował. Ucałował jej usta po czym zdjął jej swój mundur z ramion i narzucił go na siebie.

- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - wyznał z uśmiechem. Musiał już iść.


Goście z Białej Iglicy. Dostojne, Białe Mundury. Megan Sorze, profesor z dziedziny zniszczenia wzbudzała zachwyt swoimi nienagannymi kształtami. Jednak to nie ona przykuwała uwagę. Nie tym razem. Oczy wszystkich skierowały się bezpośrednio na żółtowłosego chłopaka. Dergradus. – cisnęło się wszystkim na myśl, na widok koloru jego włosów. Zastanawiali się czego tutaj szuka. Czy może przybył przejąć kontrolę nad Hedrą? Tego się obawiali najbardziej w tamtym momencie.

Mistrz Magii kojarzył tych, którzy tu przybyli, oprócz jednego. Taza stanowił dla niego zagadkę, lecz domyślił się, że to mag, który po prostu pomógł im odnaleźć się w terenie podczas podróży.

Nie spodziewał się jednak, że zobaczy tu również Danysa Wilres. Czyżby przyjechał tu aby przebadać sprawę śmierci swego ojca? Co jak co, ale jemu nie powinien odmawiać udzielenia informacji na ten temat. To by się kłóciło z jego własnym poczuciem sprawiedliwości. Dzieci powinny znać prawdę. Niezależnie od ich wieku.

- Sijiya Hedra - ukłonił się przed gośćmi, gdy ci zsiedli z koni. Musiał przyznać, że Alex wyrósł na wysokiego chłopaka. Bardzo przypominał Olafa. Nawet włosy nosił tak samo, związane w niską kitkę. Lecz to, co zwróciło uwagę Hedry to brak jakiegokolwiek wyrazu na twarzy. Żadnych emocji, żadnych uczuć.

- Pozwolisz, że zagościmy u ciebie na trochę? - zapytał Alexander. Nawet jego głos wydawał się podejrzanie pusty. Jakby był pod wpływem jakiegoś zaklęcia. Albo po prostu tak bardzo odciął się od rzeczywistości.

- Pewnie - Hedra zgodził się od razu, lecz tak naprawdę czuł się w tym momencie, jakby go postawili pod ścianą. Nie dali mu wyboru w tej kwestii - Przyjechaliście o dobrej porze. O zachodzie słońca temperatura jest optymalna. Domyślam się, że któryś z was już był w tych stronach? – spojrzał na pozostałą dwójkę. Danys prezentował się upiornie. Z kolei Taza wyznał wszystko swoim szerokim uśmiechem.

- Taza vel Towine, Mistrzu. Często uczęszczam w różnych wyprawach, tutejsze tereny nie są mi obce. Moim zdaniem jest eskortować generała, zatem pozwolisz, że będę każdemu patrzył na ręce – zmrużył jedno oko na gest przyjaźni. Sijiya lubił takie osoby. Otwarte i z dystansem. Przynajmniej nie brzmiał jak większość magów z Białej Iglicy. Odwzajemnił uśmiech, po czym zaprosił ich gestem do wnętrza Iglicy. Wolał ich nie przetrzymywać na zewnątrz, gdyż wraz z zachodem słońca, przyjdzie niewyobrażalny mróz.

- Jak długo zamierzacie zostać? – dopytywał w trakcie drogi do sali gościnnej. Miał nadzieję, że odpowiedź go nie przerazi. Wolałby nie mieć ich na głowie zbyt długo, choć już nawet jeden dzień to dla niego za dużo. Lubił gości, owszem. Lecz nie z Innych Iglic. Chętniej wpuściłby bandytę z lasu niż maga w swoje progi, gdyż z tym łatwiej by się dogadał. Bez zbędnych podchodów.

Rzadko kiedy korzystano z sali gościnnej, ale spisywała się idealnie na takie właśnie okazje. Jak tylko dowiedzieli się o przybyciu Dergradusa, tak wnętrze wypełniono ciastami, owocami, napojami, wymienili świece na białe i odkurzyli meble. Na bordowej tapicerce zawsze zbierało się dużo kurzu, gdy stały nieużywane.

- Parę dni. Chciałbym poruszyć kilka kwestii, które mnie nurtują oraz porozmawiać z tutejszym generałem.

- Tutejszą generał – poprawił go Sijiya – To stanowisko należy do kobiety, Rou Garathe. Ale śmiało, pytaj o co chcesz – dłonią zachęcił ich do spoczynku, aby zajęli miejsca przy szklanej ławie o ciężkich nogach. Choć zdecydowanie bardziej wolałby, aby nie pytali o wszystko o co tylko zechcą, musiał to powiedzieć. Jeszcze nie wyczuł Alexandra i tak naprawdę, nie potrafił go wyczuć. Puste spojrzenie, niewzruszona twarz… Nie okazywał żadnych słabości – Pewnie jesteście zmęczeni podróżą.

- Niespecjalnie. Wszystko odbyło się bez problemów, mieliśmy też czas na wiele postojów – Megan zajęła miejsce tuż obok Alexandra. Pozwoliła sobie wciąć się w dyskusję. Podczas podróży zdążyła zauważyć, że Alex niechętnie odpowiada na wszelkiego rodzaju pytania, zwłaszcza, jeżeli odpowiedzi niewiele wnoszą.

Danys wolał stać. Musiał rozprostować kości po długiej jeździe. Jego czarnowłosy towarzysz natomiast przysiadł na pufie obok niego. Uraczył się jednym z jabłek, które wyłożone zostały na ceramiczny półmisek.

- Tak czy inaczej, zawczasu zlecę by przygotowano wam kwatery. Cztery sypialnie? – Sijiya zajął miejsce naprzeciwko nich. Założył luźno nogę na nogę i oparł się wygodnie na fotelu. Nie przejawiał żadnych oznak zdenerwowania, jak gdyby trudnych gości widywał codziennie.

- Trzy wystarczą, zajmę jeden z Danysem – rudowłosa zerknęła na swojego partnera. Ten posłał jej tylko krótki uśmiech, niezauważalny dla innych.

- Dwa wystarczą – Alex spojrzał na Tazę. Mimo wszystko, wolał mieć obok siebie kogoś znajomego. To pierwsza noc poza Białą Iglicą. Mag Bitewny poczuł się zaszczycony. Sijiya od razu machnął na kogoś ręką. Służka, która podążała za nimi od razu zabrała się do wykonania polecenia.  Zwykle snuła się za Mistrzem Magii, by w razie potrzeby uraczyć go napojem, przekąską, czy po prostu wyręczyć go w drobnych zadaniach. Niegdyś była nekromantką. Nie radziła sobie najlepiej w życiu społecznym, dlatego przydzielił jej takie zadanie. Płacił jej za to niewiele. Ale niewiele tak naprawdę potrzebowała. Zwłaszcza, że najcenniejszą dla niej zapłatą jest sama jego uwaga. Z kolei wybór Alexandra zdradził Hedrze to, że chłopak pomimo chłodnej postawy, jest niepewny. Boi się nieznanego. W końcu to nadal dzieciak. Tylko ubrany w mundur.

- Dziś odpocznijcie. Jutro zajmiemy się formalnościami. Choć domyślam się co cię tu sprowadza – wpierw zwracał się do nich ogólnie, następnie odnosił się wprost do Alexandra – Przypadek, co?

- Nie mam zamiaru tego ukrywać. Między innymi, tak – wyznał chłopak. Sijiya tylko pokręcił głową, zaśmiał się cichutko pod nosem. Wyglądał na rozbawionego, jednak jego przerażające, pomarańczowe oczy śledziły ich ruchy z uwagą. Badał ich – Lecz możemy poruszyć tę kwestię następnego dnia.

- Tak będzie najlepiej. Co słychać w Białej Iglicy? Arcymag tak rzadko się odzywa, że zaczynam wątpić, czy jeszcze żyje – Sijiya nalał do kielicha świeży nektar z pomarańczy. Oczywiście nie obyło się bez sarkazmu. Zwłaszcza po kilku upomnieniach odnośnie przysłania raportów. Upił spory łyk. Wyglądał na bardzo zrelaksowanego, zupełnie tak, jakby nie wiedział co to stres. Całym sobą mówił o panującej w jego życiu beztrosce. Mogło to wyglądać nawet trochę olewacko, choć mało kto z mieszkających tutaj określiłby go tym słowem.

- Żyje, z całą pewnością – Alex zaprzeczył jego przypuszczeniom. Hedra zmrużył oczy. Czyżby Alex nie wyczuł sarkazmu? A może go wyczuł, lecz z tonu jego głosu nie można tego określić? Trudny rozmówca. Nie można w ogóle polegać na jego mowie niewerbalnej.

- Mam pytanie, mistrzu. Mogę? - Megan przejęła inicjatywę. Alex najwyraźniej nie miał nic przeciwko temu, zatem i Hedra zachęcił ją do dalszej rozmowy - Otrzymaliśmy informację, że mamy zabrać jakiegoś ucznia… Mógłbyś powiedzieć o nim więcej? Nigdy nie było takich transferów, zwłaszcza pod koniec nauki. Z tego co wiem, teraz będzie na ostatnim roku akademii.

- Dzieciak, który trafia do magów zostaje przydzielony do jednej z trzech Iglic za pośrednictwem jego predyspozycji - zaczął mówić, zabierając się od strony, którą każdy z nich znał. Może oprócz Alexandra - Zniszczenie trafia do mnie, medycyna i przywołanie trafia do Gatry, a pozostali do Białej Iglicy, czyli głównie iluzja, przemiana, takie tam – odstawił kielich. Ramię zarzucił za oparcie fotela  – Taki dzieciak dostaje swój przydział monet, komnatę, mundurek, nieśmiertelnik i inne duperele, które każdy z nas otrzymał w swoim życiu. Tylko co jeśli testy się pomyliły? - zapytał. Magowie popatrzyli po sobie, brew Danysa drgnęła, gdy to usłyszał.

- Ponoć nie ma mowy o pomyłce przy testach - Alex się odezwał.

- A jednak. Dzieciak nie ma kompletnie talentu do magii zniszczenia, z kolei nie ma u mnie szans na rozwój w innych dziedzinach, w których radzi sobie nadzwyczaj dobrze - Hedra tłumaczył - i nie zamierzam czekać aż u mnie skończy akademię, by go wysłać do was na uczelnię wyższą, bo aby dostać się na uczelnię wyższą, musi mieć odpowiedni wynik na teście końcowym, którego u mnie najzwyczajniej nie otrzyma. Zresztą, te testy są tak zrobione, by właśnie jak najmniej magów wędrowało z Iglicy do Iglicy.

- Masz w tym trochę racji, jednakże… - Megan również nalała sobie owocowego trunku do kielicha - co jeśli po tym każdy będzie chciał się tak zamieniać? To tylko narobi administracyjnego bajzlu.

- Niech sobie chcą. Nie każdy jednak jest Dzieckiem Słońca.

- Od dziewięciu lat masz Dziecko Słońca w Iglicy? - Taza nie dowierzał, aż musiał o to spytać na głos. Hedra tylko potaknął.

- Z początku wszyscy myśleli, że to krzyżówka Kharga z czymś, ale jak nam urósł na ponad dwa metry, tak wiesz, zaczęliśmy się zastanawiać co tu się dzieje. Pogrzebaliśmy w jego przeszłości i masz. Ten dzieciak nie może się zmarnować - Hedra wzruszył ramionami. Dla niego sprawa jest jasna, nie ma co wnikać bardziej. Taki uczeń może się okazać prawdziwym skarbem. Jeżeli się nie zgodzą, będą tego żałować. Lecz Hedra przeczuwał, że nikt nie odmówiłby przyjęcia Iva'Sol pod swoje skrzydła. Są zbyt cenni, by im odmówić. 

- Rozumiem. Możemy zabrać go ze sobą w drodze powrotnej, jeżeli nie masz nic przeciwko - Alexander się odezwał. Megan wyglądała na podejrzliwą, lecz po słowach Alexa najwyraźniej nie zamierzała wyjawić swych podejrzeń na głos. Sam Dergradus zdawał się natomiast nie podejrzewać niczego. Albo jest tak łatwowierny, albo jeszcze nie wie, że w środowisku magów należy się doszukiwać drugiego dna w każdym zdaniu.

- Jak najbardziej, poinformuję go o tym.

- Pokoje są gotowe - służka wychyliła się zza drzwi.

- Wszystko omówimy jutro, póki co rozgośćcie się. Ja muszę wracać do pracy - wyznał Hedra, po czym wstał z fotela. Widział jak Lulu, jego służka, zabrała magów do ich komnat. Dopiero wtedy mógł odetchnąć.


Tak jak podejrzewał, Alex chce się dowiedzieć więcej na temat nekromanty. Co więcej jeśli o niego będzie wypytywać, na pewno też poruszy temat śmierci Vitolda. Hedra nie wiedział jeszcze co z tym zrobić. Czy powinien pozwolić Alexowi na więcej? A może stanowczo to ukrócić? Chłopak nie wydaje się zbyt bystry, lecz przez jego zimną postawę trudno jest go rozgryźć.

W dodatku czego może chcieć od generał Garathe? Szanse na to, że się dogadają są niewielkie. Rou to służbistka, nie spodoba jej się to, że dzieciak bez kompetencji dostał taki sam tytuł jak ona. To, że jest Dergradusem nie ma dla niej najmniejszego znaczenia. 


Mistrz Magii czuł, że łatwo dziś nie zaśnie. Nawet Lulu u boku mu w tym nie pomogła. Za dużo myślał. Nie potrafił się wyciszyć. Snuł w głowie wszelkie możliwe scenariusze na rozmowę z Alexandrem. Sama postać Alexa sprawiała, że wracały wspomnienia. To przez to, że wygląda jak Olaf, jego zmarły ojciec. Hedra dobrze go znał, wierzył że Olaf vel Dergradus da radę zmienić Iglice na lepsze. Bardzo by chciał, aby Alex okazał się podobny, lecz coraz bardziej obawiał się, że arcymag miał na niego za duży wpływ.

Olaf zawsze starał się każdego zrozumieć. Hedra ufał mu jak mało komu. Teraz jedynie ufał Lulu. Wszystkim innym patrzył na ręce. Zachowywał dystans, by nie pozwolić sobie na słabości, jak i by nie dać nikomu możliwości wykorzystania go.


Zasnął dopiero nad ranem, a około południa Lulu obudziła go wieścią, że młody Dergradus na niego czeka w jego gabinecie. Nie znosił słyszeć tego nazwiska o tak wczesnej dla niego porze. W zasadzie to o żadnej porze nie lubił go słyszeć. Nigdy nie zwiastowało niczego dobrego. Nie zamierzał się spieszyć. 

Poszedł do swojej toalety, odświeżył się, ubrał jak należy. Nawet założył mundur. Jednakże, gdy zszedł piętro niżej do swojego gabinetu, nad którym mieściły się jego komnaty, zdziwił się. To nie Alexander do niego przyszedł. To ktoś o wiele bardziej jadowity. Ktoś, na kogo zawsze musiał uważać bardziej niż na innych.

- Sylvan vel Dergradus - Hedra wypowiedział jego imię.

To dopiero barwna postać. Z pozoru łagodny młodzieniec, o kobiecej urodzie i równo ściętych włosach do brody. Gęsta grzywka czasem zakrywała mu oko, czasem brał ją do tyłu kolorowymi opaskami. Intensywna żółć jego włosów świadczyła o krwi Białego Węża. Lecz w przeciwieństwie do Alexandra, jego twarz wyrażała bardzo dużo. Delikatny uśmiech wąskich ust niekiedy prezentował się sztucznie, lecz jego ciepłe, ciemne oczy potrafiły urzec każdego. Topiły wszelkie lody.

Hedra jednak nie dał się zwieść tej uroczej mordce. Wiedział, że ten śliczny chłopczyk to tak naprawdę całkiem podstępny mężczyzna, który potrafi wykorzystać dosłownie wszystko, co się da, by osiągnąć swoje cele.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że mamy tak ważnego gościa? - ciemne oczy Sylvana śledziły Hedrę póki nie usiadł na fotelu za swoim szerokim biurkiem. Wtedy też Syl rozejrzał się po gabinecie.

Z racji tego, że to niemal najwyższe piętro, samo pomieszczenie jest już na planie koła. Po obu stronach są wysokie okna, przykryte przez wiszące paprocie. Wąskie schody prowadzą w górę przylegając do ściany. To pod schodami właśnie zrobił sobie swój kącik, z którego korzystał. Wcisnął tam swój fotel, kilka szafek z szufladami i biurko. Wszelkie notatki przypinał właśnie do schodów pod którymi siedział, toteż można powiedzieć, że ważne sprawy dosłownie wisiały mu nad głową.

Nie brakowało tu również paru regałów z książkami, wieszaków na broń jak i na mundury i odznaki. Lecz to, co przykuwało uwagę najbardziej to kanapa w kącie. Rozkładana rogówka, przy której stoi stolik, szafka na ubrania jak i kosz pełen włóczki. Zakątek Lulu, która dosłownie zamieszkała w tym gabinecie.

- Po co miałbym ci o nim mówić, skoro i tak się dowiedziałeś? - odparł Hedra. Sięgnął sobie po cygaro i odpalił je prostym zaklęciem.

- Jak to po co? Alex to mój kuzyn. Nie widziałem go od wielu lat. 

- I bardzo się za nim stęskniłeś - dodał Hedra, znając go na tyle, by wiedzieć, że ten chłopak bardzo rzadko przejawia jakiekolwiek uczucia względem drugiej osoby.

- Być może. Z chęcią zobaczę jaki teraz jest. Kto wie, może się dogadamy lepiej niż ktokolwiek inny? - Syl się uśmiechnął połowicznie. Coś knuje, to oczywiste. Hedra zaciągnął się dymem, patrząc na swojego gościa bez słowa. Czekał aż powie coś więcej - po co przyjechał? 

- A jak myślisz? Zgaduj, masz czas dopóki nie spalę.

- Mój wuj nie otrzymał od ciebie żadnej odpowiedzi, dlatego wysłał mniejszą wersję siebie? - Syl zgadywał. Doskonale orientował się w temacie.

- Co więcej, dał mu tytuł generała. Nie wiem jeszcze czy Alex dla niego robi, czy myśli samodzielnie. Trudno go rozgryźć.

Młody Dergradus uniósł brew ku górze zaintrygowany. Jego młodszy kuzyn został generałem? Przejechał taki kawał drogi, by złożyć im wizytę. Na pewno nie po to, by się pochwalić dalszej rodzinie swym awansem. 

Chłopak się zaśmiał i pokręciło głową wyraźnie rozbawiony tym, co usłyszał od Hedry. Paznokciami zastukał rytmicznie w blat biurka, po czym się odchylił na krześle i oparł wygodniej.

- Pobawię się z nim. Dowiem się czego chce. Choć domyślam się, że chodzi o Przypadka. 

- Tylko nie baw się z nim za ostro. Nie zamierzam tu widywać Białych Magów co chwilę - Hedra już miał złe przeczucia. Jednakże nigdy niczego Sylvanowi nie zabronił. Wierzył, że nie zrobi nic, czego nie powinien. 

Biały wąż wyjrzał z kaptura młodego Dergradusa. Jego błękitne ślepia popatrzyły na Hedrę. Zwierzę nastroszyło na chwilę swe kolce, które miał nierówno rozłożone po bokach głowy, po czym wystawił język cicho sycząc. Towarzyszył temu jadowity uśmiech Sylvana. Ewidentnie coś chodziło mu po głowie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz