Kochanek

 Na szczęście to, co dzieje się pod Złotą Iglicą rzadko kiedy wychodzi na światło dzienne. Zaide czym prędzej przeniesiono do lecznicy, a Hedra układał sobie w głowie co powiedzieć Radzie Starszych, generał i innym ciekawskim, którzy chcieliby się dowiedzieć dlaczego ziemia się zatrzęsła. Tak intensywnie o tym myślał, że mógłby wyrecytować wszystko jak z nut, gdyby tylko ktoś go o to zapytał.

- Mistrzu - młody mag w mundurze maga bitewnego podszedł bezpośrednio do niego. Hedra się obrócił, już chciał zapewniać, że nic się nie stało, ale młodzieniec po prostu wskazał na drogę za sobą - ktoś usilnie chce wejść do Iglicy.

Goście? Niezapowiedziani goście? Może dzięki temu nie będzie musiał nikomu tłumaczyć co zaszło pod ziemią. Na wszelki wypadek zakazał tam wstępu każdemu, kto nie jest Łowcą ani dozorcą więzienia.

Mistrz Magii westchnął ciężko, po czym wyszedł na plac główny. Choć słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, gorące powietrze nadal dawało się we znaki. Na szczęście cień z otaczających gór dawał choć trochę ukojenia. Hedra widział jak młody wartownik kłóci się z kimś. Ten stał na wieży przy bramie i wołał coś do osoby po drugiej stronie muru. Mistrz Magii nie zamierzał otwierać od tak. Wystarczyło mu już wrażeń na dziś. Zdjął mundur, podał go najbliższemu magowi i wszedł na górę, by zobaczyć kto to.

Jego oczom ukazała się kobieta. Nawet jej męskie ubrania nie zdołały ukryć jej płci przed Hedrą. Siedziała na srokatym koniu, zmęczonym po intensywnym galopie.

- Kolejny?! - krzyknęła poirytowana. Poprawiła swój słomkowy kapelusz i pokręciła głową z dezaprobatą - Mam wiadomość dla Mistrza Magii. Tylko dla niego.

Hedra zmrużył oczy. Domyślał się o co może chodzić. Pewnie o Zaide. Może chcą go z powrotem. Na ich miejscu też by się bał o przyjaciela. Złota Iglica słynęła ze złej sławy. Więzienie, Łowcy i ogólna otoczka odosobnienia. Kto chciałby się znaleźć w miejscu takim jak to?

- Kobieta cię ładnie prosi, a ty co? Nigdy nie znajdziesz dziewczyny jak będziesz tak oficjalny - Hedra zwrócił się do wartownika, po czym machnął ręką - otwierać!

- Kobieta?

- Głuchy jesteś? - Hedra tylko pokręcił głową i czym prędzej zszedł na dół, by powitać gościa.

Od razu zabrano jej konia do poidła, gdzie zajęły się nim dziewczynki. Widzieli, że ma broń, ale nie reagowali. Hedra spokojnym krokiem podszedł do niej. Wyglądała na spiętą, nerwowo rozglądała się na boki i lustrowała wszystkich swoimi zielonymi oczami. Wszyscy się jej przyglądali z zaciekawieniem, co nie ułatwiało jej sprawy. Nie wiedziała nawet do kogo się odezwać, lecz wtedy Mistrz Magii ukłonił się przed nią lekko na powitanie. Rozbawiło go jej zmieszanie. Wokół magowie prezentowali się co najmniej dostojnie. Jedni w mundurach, inni po prostu w koszulach. Nikt jednak nie chodził tak ubrany jak Hedra, w czarnym podkoszulku i spodniach podwiniętych do łydki. Nie nosił też żadnej biżuterii jak to miewają w zwyczaju szlachcice. Tylko jeden, prosty kolczyk ze złota w prawym uchu. 

- Wybacz, pani, niektórzy z mężczyzn wciąż są chłopcami i nie wiedzą jak zachować się w towarzystwie kobiet – wyciągnął do niej dłoń w szarmanckim geście – Nazywam się Hedra Sijiya.

- Teeva Nemrys – podała mu dłoń, którą od razu ucałował. Tym gestem mocno ją zawstydził. Najwyraźniej nigdy przedtem nikt jej tak nie traktował. Każdy miał ją za chłopczycę, dlatego traktowano ją jak mężczyznę. Sama zdziwiła się tym jak bardzo ten drobny gest ją poruszył.

- Wybacz ten nieład, nie spodziewaliśmy się gości.

Hedra zabrał Teevę do środka Iglicy. Wnętrze powitało ją mnóstwem wiszących paproci. Rosły niemalże przy każdym z okien. Wisiały spod samego sufitu.

- Mam wiadomość od lidera. Komu mogę ją przekazać? – podjęła się rozmowy. Szła pół kroku za Hedrą. Cały czas próbowała ocenić z kim naprawdę ma do czynienia. Czuł na sobie jej spojrzenie. Dla niej wydawał się być zwykłym facetem. Lecz łatwo wyczuć w niej przerażenie, gdy patrzy mu w oczy. Nie potrafi w nie spoglądać.

- Naprawdę? Jaką? – spojrzał na nią z zaciekawieniem – Możesz mi powiedzieć już teraz.

- Wybacz Hedra, ale… - nie chciała go urazić. Jednak pomimo tego, że to on ją tu wpuścił, wciąż nie wiedziała z kim ma do czynienia.

- Bez obaw. Jestem Mistrzem Magii. W tej Iglicy nie znajdziesz nikogo o wyższej randze niż moja. Zarządzam całym tym przybytkiem. Co prawda, mieliśmy trochę problemów niedawno i sam nie do końca wiem o wszystkim co się wydarzyło, ale z chęcią to nadrobię. .

- Nie wyglądasz…

- A muszę? – wszedł jej w słowo nim skończyła zdanie. Tym samym sprawił, że to wydało jej się czymś oczywistym. Jego podejście gryzło się z wyobrażeniem maga, ale dzięki temu wydawał się być kimś bardziej otwartym i przyjaznym. Zwyczajnym człowiekiem. I właśnie to sprawiało też, że ludzie uważali go za niebezpiecznego. 

Otworzył drzwi i je przytrzymał, aby Teeva mogła wejść pierwsza. Jak tylko przekroczyła próg, jej oczom pokazał się nie kto inny jak Dan. Medyk zapatrzony w liczne gablotki wyglądał na podekscytowanego tym, że może je wszystkie zobaczyć. Na widok Teevy uśmiechnął się ciepło.

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj - medyk się zaśmiał. Hedra zaś podszedł bliżej do posłania, na którym ułożono nieprzytomnego Xantora. Najwyraźniej duch, który opętał Zaide mocno go urządził. Nie wyglądał na rannego, lecz rany zadane magią nie zawsze są widoczne. Tak czy inaczej, tu miał najlepszą opiekę.

- Nie mieliśmy okazji się poznać. Witam, jestem Hedra Sijiya - zwrócił się do Dana.

- Sam Mistrz Magii? - mężczyzna najwyraźniej znał to nazwisko. Nic dziwnego, interesował się Złotą Iglicą od dłuższego czasu. Oparł się barkiem o gablotkę – Jestem medykiem, nazywam się Dan Argade. Ten tutaj to Xantor – przedstawił siebie i towarzysza, nie zdradzając jego nazwiska. Wiedział, że cenił sobie prywatność na tyle, by nie zdradzać go każdemu. Tłumaczył to tym, że ma zbyt dużą rodzinę, aby móc swobodnie go używać.

- Wasz kolega został opętany przez silnego ducha. Takie widma przeszłości nie są łatwe do znalezienia - zasugerował, chcąc się dowiedzieć od nich gdzie udało im się go znaleźć.

Teeva popatrzyła na Dana, on zaś wpatrywał się w Hedrę. Nie czuł strachu. Mistrz Magii czuł od niego determinację. Ten mężczyzna nie przyszedł tu ze względu na przyjaciół. Chciał się tu dostać z innego powodu.

- Dotknął niewłaściwy szkielet w niewłaściwej jaskini - Teeva odpowiedziała jak tylko zauważyła, że Dan nie zamierza się wypowiadać.

- Cóż, mógł to być każdy. Miałaś dla mnie wiadomość? - Sijiya usiadł na drewnianym stołku przy śpiącym mężczyźnie. 

Teeva choć mogła usiąść, wolała stać. 

- Tak, od naszego lidera. Prosi o spotkanie na neutralnym gruncie. Chce byś przyszedł sam - Teeva postawiła sprawę jasno.

- Każdy szanujący się Łowca pracuje w duecie. Domyślam się, że wasz lider chce coś ode mnie uzyskać, tylko co i w zamian za co?

- Za informację. Właściwie nawet dwie, których nie pożałujesz. Nie mogę powiedzieć nic więcej niż to, że jedna z nich dotyczy księcia - Teeva już i tak miała wrażenie, że powiedziała za dużo.

- W porządku. Rozumiem. Zaprowadzisz mnie w wyznaczone miejsce o wyznaczonej porze.

Hedra się zgodził. Widział zakłopotanie w oczach dziewczyny. Nie spodziewała się, że tak łatwo pójdzie. Lecz co tak naprawdę miał do stracenia? Poszukuje księcia od miesięcy. Jest magiem, uznany za najsilniejszego maga w całej Złotej Iglicy. Nie sądził, by ich mała grupa mogła w jakikolwiek sposób mu zaszkodzić. Są tylko ludźmi, a nawet jeśli wśród nich jest jakiś mag, nie będzie on zagrożeniem. Nie dla Hedry.

On zawsze wszystko widzi.


O tym potajemnym spotkaniu poinformował oczywiście Anjana jak i pułkownika Thres Coizon. Pułkownik miał się zająć sprawami Iglicy, gdyby pod nieobecność Hedry stało się coś wymagającego nagłej interwencji. Lecz nie spodziewali się takiego obrotu wydarzeń. Anjan wyruszył z Hedrą dla pozorów, w końcu Łowcy zawsze wyruszają parami. Nikogo zaś nie dziwiło, że tych dwoje brało konie i ruszało za mur. Tylko, że tym razem towarzyszyła im Teeva.

Jechali nocą, gdy mroźne powietrze niemal mroziło krew w żyłach. Ujemne temperatury utrudniały im komunikację, wręcz zamrażały ich myśli. Ktokolwiek zdecydował się na spotkanie o tej porze, musiał na pewno zapewnić sobie jakąś przewagę. Mróz z pewnością spowolni każdego, nawet najlepszego maga.

W dodatku przełęcz prezentowała się upiornie, dotknięta jedynie zimnym blaskiem obu księżyców. Wszystko mogło się czaić w tych stronach. Każda z jaskiń mogła mieć oczy. Lecz Hedra się nie bał. Tak jak się umawiali, Anjan pozostał na wejściu do przełęczy. Teeva poprowadziła samotnie Mistrza Magii dalej. Zwolnili.

Konie spokojnie stąpały po ubitej ziemi. W oddali widać płomień pochodni. Ktoś tam stał, czekał przy źródle światła. Zakapturzony, stał bokiem, jakby chciał ukryć swoją tożsamość. Nie jest jednak sam.

Teeva zatrzymała się jako pierwsza. Razem zsiedli z koni, lecz ona została, by przypilnować karego ogiera należącego do Hedry. Mistrz Magii poprawił swój mundur. Nie przywykł do noszenia go, a raczej się od niego odzwyczaił. A jednak prezentował się w nim jak prawdziwy przywódca Złotej Iglicy. Biały mundur został zdobiony złotymi haftami, złota podszewką, a sprzączki od pasków, którymi można regulować każdą jego część, są pokryte warstwą prawdziwego złota. Broń zostawił przy siodle. Długi łuk jak i kołczan pełen strzał. 

Stąpał cicho i ostrożnie. Nawet się nie rozglądał, skupił całą swoją uwagę na osobie przy wbitej w ziemię pochodni. Stanął w bezpiecznej odległości po czym zsunął oba kaptury z głowy. Duży biały, który chronił przed wiatrem jak i słońcem za dnia, oraz mniejszy wyszywany złotą nicią, który miał po prostu chronić przed zimnem. Uszy w moment odczuły ten przymrozek, lecz nie chciał dać po sobie tego poznać.

- Zabawne - Hedra odezwał się jako pierwszy - neutralny grunt, a jest naszprycowany twoimi ludźmi. Dwóch łuczników na górze ma mnie na oku, dwóch mężczyzn ukrytych za mną ma mi odciąć drogę ucieczki do konia, a te dwie osoby schowane za twoimi plecami rozumiem, że robią za wsparcie moralne - od razu wszystko przejrzał. Zwyczajnie ich widział. Pomimo ciemności i skał, dla jego bladych oczu nic nie stanowiło przeszkody.

- Nazwałem to środkami ostrożności - mężczyzna się odezwał.

Hedra od razu domyślił się, że ma do czynienia z Naryjczykiem. W takim mrozie tylko ktoś o krwi z północy mógłby stać ubrany w lekkiej kurtce. 

- Przejdźmy do rzeczy. Nazywam się Hedra Sijiya i zajmuje stanowisko Mistrza Magii Złotej Iglicy. Słyszałem, że masz dla mnie informacje i chcesz się dogadać.

- Wpierw chcę wiedzieć co z moimi ludźmi - zaczął, co tylko pokazało jakim jest typem człowieka. Dba o swoich i nie porzuca ich nawet w obliczu silniejszego przeciwnika.

- Cali i zdrowi. Jak tylko dojdą do siebie to ich wypuszczę i będą mogli wrócić do was. Przetrzymywanie cywili nie jest mi na rękę - Hedra odparł. Nie zamierzał kłamać. Nie miał powodu, by kłamać.

- Najpierw powiem czego chcę. Przestaniesz szukać Khayshiego Riel. Twoi ludzie nie będą się zbliżać do naszego obozu. Chcę też otrzymać wsparcie na zimę jak jedzenie czy leki.

Mężczyzna brzmiał na pewnego siebie. Mówił z odwagą i się nie wahał. Każdy inny mag by to wyśmiał, lecz nie Hedra. Zdumiony żądaniami aż czekał na to, co nieznajomy jest mu w stanie zaoferować.

- Rozumiem, że książę jest z wami. Jednakże to za mało, bym mógł sprostać twoim oczekiwaniom - Hedra odpowiedział szczerze. Nie chodził na układy z bandytami, jako maga, nie interesowało go to co robią, dopóki żaden z nich nie wchodzi im w drogę. 

- Jest. Lecz nie tylko on.

Po tych słowach mężczyzna sięgnął do swojego kaptura. Chwycił za niego i zsunął go z głowy, odkrywając przy tym swoją twarz. W świetle ognia z pochodni, Hedra doskonale potrafił rozpoznać rozmówcę. Z początku nie chciał w to wierzyć. Wydawało mu się, że jego własne oczy kłamią.

- Neil de Saade - Hedra wypowiedział imię i nazwisko stojącego przed nim Naryjczyka. To bez wątpienia on. Tej twarzy się nie zapomina. Agresywnej twarzy o spokojnych oczach. Mądrym, wysokim czole, które zdobią trzy blizny.

- Mam nadzieję, że ze względu na nasze pozytywne relacje w przeszłości, rozpatrzysz moją prośbę jeszcze raz.

- Wyściskałbym cię, gdyby nie było tak kurewsko zimno - Hedra zażartował, na te słowa nawet Neil się uśmiechnął. To był dla niego dobry znak. Dla nich obu - Nie sądziłem, że jednak żyjesz. Choć mogłem się tego domyślić po tym, jak nie odnaleziono nigdzie twojego ciała.

- Słyszałem o twoim awansie, lecz nie sądziłem, że stawisz się osobiście.

- Jak taka piękna kobieta mnie poprosiła, jak mógłbym odmówić? - Hedra zażartował, lecz było w tym ziarno prawdy - Proponuję inny układ. Pozwolę wam przezimować w Złotej Iglicy.

- Wyjątkowa propozycja, ale odmawiam. Nie mogę ryzykować, że ktokolwiek rozpozna księcia czy też mnie - Neil od razu odrzucił ofertę złożoną przez Hedrę. 

- Ten teren nie jest bezpieczny. Nie lubię, gdy ludzie umierają mi pod płotem - Hedra westchnął. Nie lubił wyjawiać informacji, lecz Neil nie pozostawił mu wyboru - w pobliżu grasuje silny nekromanta.

- Według magów nigdzie nie jest bezpiecznie, bo wszędzie jest jakiś nekromanta.

- Jako Mistrz Magii muszę mieć dobry powód, by wesprzeć grupę bandytów. Jeśli nie chcesz się ujawniać, lepiej byś miał coś co nie wzbudzi podejrzeń Rady Starszych - Hedra wyjaśnił, lecz Neil zdawał się przygotować również i na taką ewentualność. 

Dwie osoby, które stały w ukryciu za jego plecami, podeszły bliżej do światła. Pierwsza z nich to bez wątpienia młody książę. Khayshi Riel, cały i zdrowy. Nie wyglądał na kogoś, kto potrzebuje pomocy. Co więcej, Neil z pewnością o niego zadbał. Drugą osobą okazał się mężczyzna o starej, zmęczonej twarzy.

- To jest As. Z nim załatwisz wszystko od strony formalnej - Neil przedstawił starszego, chudszego mężczyznę. Hedra zwrócił na niego całą swoją uwagę, pozwalając mu na przedstawienie propozycji, która zadowoliłaby ich obu.

- Zacznijmy od tego, że nie jesteśmy bandytami. W tych okolicznościach nazwałbym nas grupą najemników pod dowództwem twojego dawnego znajomego. Ze względu na dobre relacje w przeszłości, ty zobowiązujesz się wesprzeć nas w okresie zimowym, a my zadbamy o dobro karawan, które niejednokrotnie zostały obrabowane w przełęczy. Oznacza to tylko jedno, magowie są zbyt zajęci, by tego dopilnować, co działa w tym momencie na naszą korzyść. Ot, przyjacielska przysługa w zamian za trochę jedzenia i leków.

- Będziesz udawać mojego przyjaciela, Asie? - Hedra spytał rozbawiony. Wtem stary mężczyzna podszedł bliżej do niskiego maga i wręczył mu przedmiot owinięty starym suknem.

Hedra przyjął go z naiwnością dziecka. Odwinął materiał i ujrzał skórzaną okładkę dość grubego notatnika. Ostrożnie go otworzył. Jego blade oczy ujrzały ręczne zapiski w języku bogów. Tytuł dość niecodzienny, gdyż brzmiał on En Alvashaliinze, co w najprostrzym tłumaczeniu oznaczało dziwnego syna. Mistrz Magii spojrzał na Asa zaintrygowany nowym nabytkiem.

- Znaleźliśmy ten notes podczas naszych tułaczek - As wyjaśnił, nie chciał zdradzić gdzie dokładnie - Wraz z moją niewielką znajomością tego języka, udało mi się ustalić, że jest to odręczne pismo mężczyzny, który nosił miano ojca. Jego dwaj synowie to Przypadek i Niszczyciel.

Hedra aż zamarł na chwilę. Poczuł jak w jego ciele rozchodzi się dziwne ciepło. Nawet kąśliwy mróz, który sprawiał, że ledwo oddychał, przestał tak bardzo doskwierać w tym momencie. To niemożliwe. Tych dwoje - braćmi? Skąd Neil ma ten notes? Wyglądał na wiekowy, lecz jego strony wciąż pozostały czytelne.

- Po owocnej współpracy, gdy nadejdzie wiosna, wskażę miejsce, w którym znaleźliśmy te zapiski - As dodał. Użył tego jako formę zabezpieczenia. Hedra zastanawiał się chwilę, lecz potaknął ze zrozumieniem. Mógł to przyjąć, gdyby ktoś pytał, faktycznie mógłby poratować się znajomością. A to, że Asa widzi pierwszy raz na oczy? Nikt tego wiedzieć nie musi. Ze względu na Neila, uścisnął dłoń staremu mężczyźnie.

- W porządku. Żywność, leki i pewnie inne rzeczy pierwszej potrzeby będziecie mieć zapewnione - Hedra potwierdził - W razie, gdybyście zmienili zdanie, moja oferta jest cały czas aktualna. W Złotej Iglicy znajdzie się miejsce dla każdego, zwłaszcza dla przyjaciół.

- Kiedy mogę spodziewać się, że Zaide, Xantor i Dan do nas wrócą? - Neil zapytał, gdy tylko As się cofnął, by stanąć u jego boku.

- Zaide potrzebuje jeszcze paru dni, by stanąć na nogach o własnych siłach. Próbujemy ustalić, co go opętało, ale to nie był zwykły duch - Hedra nie chciał zdradzać szczegółów. Tym bardziej wspominać o tym, że piwnica w Złotej Iglicy solidnie ucierpiała na poziomie kilku pięter w dół.

- Będę czekać. W razie czego, Teeva będzie naszym łącznikiem - Neil ponownie założył kaptur na głowę, na znak, że powinni już kończyć. Hedra również zakrył swoją głowę.


Wracając do Iglicy, w głowie Mistrza Magii przewijała się tylko jedna myśl. Musi zdobyć zaufanie Neila na tyle, by móc go ściągnąć do Złotej Iglicy. Były cesarski generał to nie jest osoba, której tak po prostu można pozwolić odejść. Nawet bez talentu magicznego, jest kimś, kto potrafi wpłynąć na przyszłość całego cesarstwa. Z wieścią o jego śmierci, część osób się ucieszyła, część zasmuciła, lecz prawda jest taka, że cesarstwo ucierpiało. Straciło to, co każde cesarstwo mieć powinno - wolę walki. A co za tym idzie, ludzie stracili chęć do zmian. Dają sobą manipulować, nie myślą o tym, co mogą zyskać, tylko o tym, co mają. Nie idą naprzód, bo i tak się nic nie zmieni.



O tym, co zaszło w przełęczy, Hedra powiedział tylko jednej osobie i był nią oczywiście Anjan vel Belte. To jedyna osoba, której Sijiya ufa bezgranicznie. Czasem nawet bardziej niż samemu sobie. Wspomniał też o księciu, który dołączył do grupy Neila. Zastanawiał się co robić. Z jednej strony sam cesarz zapłacił spore pieniądze za to, by sprowadzić Khayshiego z powrotem do pałacu. Z drugiej zaś młody książę jest dorosłym człowiekiem i według prawa może o sobie decydować. Przynajmniej, gdyby nie był księciem, każdy strażnik by go tak wytłumaczył. Jest też zdrowy i w dobrych rękach.


To był męczący dzień. Cała ta akcja z opętaniem, strach o Alexandra i rozmowa z Neilem na mroźnym powietrzu sprawiły, że po powrocie do Iglicy, Mistrz Magii po prostu się wykąpał w gorącej wodzie. Zmrużył oczy na dłuższą chwilę. Rozmyślał. Myślał o wszystkim. Przeszłości, wspomnieniach i chwilach, które nigdy nie chciały zostać zapomniane. Przez Neila przypominał sobie jak to było w stolicy, w samym Rivel.

Był tam tylko dwa razy. Pierwszy raz jako nastolatek, gdy jego opiekun, poprzedni Mistrz Magii - Lycor vel Dergradus - zabrał go tam by poznał kawałek świata. Za drugim razem już odwiedził to miasto po swoim awansie na Łowcę. Razem z Neilem wyruszyli wtedy na granicę z północą. Hedra niemal zamarzł, lecz dzięki uporowi Naryjczyka, udało mu się przeżyć. Wydawało mu się, że już nigdy nie spłaci tego długu. Wieść o zdradzie Neila i jego upozorowanej śmierci szybko się rozeszła po całym Rivdehil. Tamtego dnia Hedra myślał, że stracił przyjaciela. Kogoś, kto go rozumie i nie boi się go. Neil widział w nim człowieka, a nie maga, co jest rzadko spotykane wśród ludzi. Co więcej, nawet wielu magów nie uznaje rządów Hedry, ze względu na jego brudną krew. Nie pochodzi z rodu Dergradusów, toteż według wielu, nie ma prawa do władzy. Nieważne co by zrobił i tak będzie źle.


Już miał się kłaść spać. Jego kochanka, Lulu, spała już od kilku godzin w jego łóżku, opatulona kołdrą i kilkoma kocami. Wtulona w miękką, puchową poduszkę. Już miał się położyć, lecz wtem usłyszał pukanie do drzwi, dochodzące z dołu. Pod swoimi kwaterami mieszkalnymi miał gabinet Mistrza Magii. Drzwi na schody zawsze zostawiał otwarte, w razie gdyby ktoś go potrzebował. Ale o tej porze nie spodziewał się zupełnie nikogo. Szybko zarzucił na siebie jakieś luźne ubrania i zszedł na dół.

Jego gościem okazał się Danys Wilres. Syn zmarłego generała z Białej Iglicy. Najwyraźniej rozmowa z jednym Naryjczykiem to za mało jak na ten dzień. Hedra zaprosił go do środka, co by mogli usiąść w cieple kominka. Hedra prędko rozpalił go zaklęciem. Zaprosił gościa do biurka, sam zasiadł po drugiej stronie, na fotelu skrytym pod schodami. Domyślał się, że to będzie trudna rozmowa. Choćby dlatego, że już jest tak zmęczony, że ledwo ubiera słowa w zdania.

- Wybacz najście tak późną porą - Danys się odezwał jak tylko zajął miejsce. Pół twarzy skrywał za długimi, blond włosami, by ukryć szpecącą go bliznę. Drugie oko, te którego nie ukrywał, spoglądało wyjątkowo zimno. Nie tylko dlatego, że jego tęczówki posiadają chłodny odcień błękitu, lecz dlatego, że domagał się prawdy.

- W porządku, jeszcze nie spałem - Hedra skłamał, nie chciał budzić wyrzutów sumienia w rozmówcy.

- Wszyscy milczą, a miła bibliotekarka poleciła, bym udał się do ciebie osobiście. Nie odsyłaj mnie proszę do Sylvana, bo zajmuje się sprawą.

- Chcesz spytać o ojca - Sijiya doskonale znał powód, dla którego tu przyszedł - to prawda, że Sylvan zna najwięcej szczegółów w tej sprawie, w końcu to on się nią zajmuje od początku. Ma jednak zakaz rozmawiania o tym z osobami nieupoważnionymi. Ten zakaz mogę znieść tylko ja.

- Nie pozwoliliście mi pochować własnego ojca. Chcę chociaż wiedzieć co tak naprawdę się stało - Danys przeszedł od razu do konkretów. Hedra namyślił się chwilę, po czym sięgnął z szuflady butelkę whisky i dwie kryształowe szklanki. Wyglądały niczym dwa dzieła sztuki. Nalał trunku i upił łyk jako pierwszy.

- Jest zbyt wiele niewiadomych, które staramy się wyjaśnić. Przypadek nie mówi nic na temat zabójstwa, ciało jest doszczętnie spalone, a jedyną poszlaką jaką mamy to zakrwawiony mundur - Hedra pokręcił głową. Danys cały czas lustrował go zimnym spojrzeniem. Żądał odpowiedzi.

-  I co jest niejasne?

- Dlaczego mundur nie spłonął wraz z ciałem? Dlaczego są na nim ślady od noża, choć przy Przypadku znaleźliśmy łuk? Dlaczego tak potężny nekromanta nie zabił go zaklęciem? I najważniejsze pytanie, dlaczego pozwolił nam się w ogóle złapać, choć wcześniej uchodził z gorszych sytuacji? - Hedra zadał te wszystkie pytania, by Danys sam zobaczył, że nie jest to łatwa sprawa. Naryjczyk szukał odpowiedzi pomiędzy wierszami, lecz żadna z nich nie rozjaśniała sytuacji.

- Powiedz mi, proszę - Danys zaczął. Napił się nawet whisky - jestem zabrany z ulicy. Witold zabrał mnie od rodziców, których nigdy tak naprawdę nie miałem - tłumaczył to, co Hedra i tak wiedział pobieżnie - pomimo braku talentu magicznego, wychował mnie jak własnego syna. Jest dla mnie jak ojciec, a żadne dziecko nie chce wierzyć w śmierć swoich rodziców. Zwłaszcza tak nagłą i niesprawiedliwą. Czy jest szansa, że to ciało, które znaleźliście, to nie mój ojciec?

Hedra wziął głębszy oddech. Zamieszał zawartością kryształowej szklanki, przez chwilę spoglądał na taflę bursztynowego alkoholu. Zanucił pod nosem smutną piosenkę, wypił wszystko jednym duszkiem i odstawił ciężką szklankę na dębowy blat.

- Niewykluczone, że to nie jego ciało.

Sijiya wiedział, że w tym momencie zrobił Danysowi ogromną nadzieję na to, żę jego ojciec żyje. Sytuacja się skomplikowała, utworzyły się nowe pytania. Lecz na te nikt nie zna odpowiedzi. Tylko Przypadek, który siedzi w lochu i nie zamierza powiedzieć ani słowa na ten temat.

- Zależy mi, aby ta informacja nie dotarła do arcymaga - Hedra dodał ciszej. Danys doskonale to rozumiał. Dopił alkohol do końca po czym wstał.

- Dziękuję. Liczę, że jeśli dowiecie się czegoś więcej to… - zawahał się. To co? To mu powiedzą? To nagłośnią sprawę? Naryjczyk machnął ręką. Uznał, że Hedra zrobi to, co uzna za konieczne.

Gdy wyszedł, Hedra w końcu mógł iść spać. Zgasił zaklęciem ogień w kominku i wreszcie ułożył się do snu obok kochanki. Czeka go trudny dzień. Biali magowie najpewniej opuszczą Złotą Iglicę. Zabiorą ze sobą jednego z uczniów, Trishię Ranquen.



Gdyby nie fakt, że się obudził i tak ciężko mu wstać z łóżka, zapewne pomyślałby, że nie spał wcale. Długo jeszcze nie mógł zmrużyć oczu. Zbyt wiele rzeczy działo się w jego głowie i nawet alkohol nie chciał pomóc, by to wszystko uciszyć. Wręcz miał wrażenie, że to dodatkowo nakręca. Myśli przyspieszyły, każda z nich urywała się niedokończona, a już nadchodziła nowa.

Luna przyniosła mu śniadanie do łóżka. Choć bardziej od tego, co jest na tacy, interesowało go to, w co ta dziewczyna się ubrała. Błękitna sukienka na ramiączkach, zdobiona koronkowymi kwiatkami w talii i na dekolcie. Sięgała do kolan, ukazując jej delikatne, szare łydki i drobne stopy odziane w brązowe trzewiki.

Jak tylko odłożyła tackę przy łóżku na szafkę, tak chwycił dziewczynę za srebrny łańcuszek na którym wisiał nieśmiertelnik. Sięgnął do jej soczystych ust. Pocałunkiem zaprowadził ją do łóżka. Uległa kochanka prędko znalazła się pod nim. Odchyliła głowę, gdy całował jej szyję. Rozchyliła uda, gdy jego ciepłe dłonie znikły pod jej suknią.

Hedra potrafił być dziki i brutalny, lecz nie dziś. Delektował się nią. Wszedł w jej rozpalone ciało głęboko choć powoli. Chciał by ta chwila trwała jak najdłużej. Uwielbiał jej ciche jęki i to, jak jej ciało drżało z podniecenia.

Kochał jej ciało. Uwielbiał się w nim zatracić.



To dziś Alexander wyjeżdża. Najpewniej wieczorem. Hedra miał jeszcze trochę czasu. Bez trudu odnalazł komnatę, w której przez lata mieszkał jeden z uczniów. Trishia Ranquen, jeden z ostatnich żyjących Dzieci Słońca. Spakował wszystkie swoje rzeczy. Teraz już tylko sprzątał po sobie komnatę, by oddać ją administracji.

Trish to wysoki młodzieniec o ślicznej, opalonej skórze, która od częstych kąpieli słonecznych mieniła się delikatną, złotą barwą.

W Iglicach od lat panowała też moda na to, by za pomocą fryzury pokazywać to, jakim jest się magiem. Krótkie włosy oznaczały to, że mag woli posługiwać się bronią niż magią. Im dłuższe, tym mag okazywał się bardziej oddany sztuce magicznej. 

W myśl tej zasady, Trish nie ścinał swoich włosów odkąd trafił do Iglicy, a te rosły zdrowe i gęste. O kolorze mlecznej czekolady.

Jednak to co urzekało najbardziej w Trishii to jego dwa pieprzyki pod lewym okiem.

Już w pierwszych chwilach w towarzystwie tego młodzieńca można zauważyć, że jest osobą niezwykle spokojną i opanowaną. Delikatny uśmiech, trochę nieśmiały, zdradza jego dobre serce. Ten pomocny chłopak jednak nie zgarnął zbyt dużego uznania wśród rówieśników. Uznany za kujona, nie potrafił się dogadać z innymi. Dorośli go uwielbiają, lecz żaden dorosły nie stanie się jego przyjacielem. Nie póki jest tylko uczniem akademii.

- Mistrzu - zdziwił się na widok Hedry. Nawet nie słyszał, gdy ten wszedł.

- Chciałem zapytać jak się czujesz i czy czegoś potrzebujesz - Sijiya usiadł na brzegu łóżka. Pościel została złożona w kostkę i ułożona na brzegu.

- Wszystko w porządku. Niczego nie potrzebuję. Boje się tylko, że nie dam rady - Trish wyznał szczerze. Widząc, że Mistrz Magii usiadł na łóżku, młody mag sięgnął po miotle i zaczął zamiatać podłogę.

- Na pewno sobie poradzisz. Długo cię do tego przygotowywaliśmy. Znasz plan na pamięć - Hedra mówił z uśmiechem. Zapewniał, że wszystko pójdzie tak, jak ustalili. Trishia często w siebie wątpił, tym razem również. Teraz jednak zostanie zdany całkiem na siebie. To go przerażało, ale też wiedział, że nie ma odwrotu.

- Nigdy nie sądziłem, że zostanę szpiegiem - Iva'Sol się zaśmiał na samą myśl.

- Najważniejsze to uśpić ich czujność, następnie zdobyć ich zaufanie, a potem już będzie z górki - Hedra zapewniał. Naprawdę wierzył w tego chłopaka - Chciałbym też, by w przyszłości udało ci się po prostu tam zadomowić, może poznać kogoś. Byś żył pełnią życia, a nie tylko powierzonym ci zadaniem. Lecz wierzę, że sam najlepiej wiesz, co dla ciebie dobre.

- Doceniam. Choć sam mam nadzieję, że po prostu nie dam się złapać. A jeśli mnie złapią, zrobię jak kazałeś.

Hedra położył dłoń na jego ramieniu. Chwilę tak patrzyli sobie w oczy, jakby chcieli się upewnić, że wszystko będzie dobrze. Musi być. Nie bez powodu to właśnie Trish dostał te zadanie.



Pod wieczór, gdy temperatura powietrza w końcu pozwoliła na wyjście z cienia, magowie zbierali się do drogi. Alexander nie wyglądał najlepiej po alkoholowej nocy z kuzynem, ale przynajmniej jest w jednym kawałku. Taza vel Towaine omawiał trasę z Łowcami, by uzyskać dostęp do skrótów. Megan wraz z Danysem czekali aż wszelkie formalności dobiegną końca. Trishia Ranquen z kolei czekał przy koniu, nie chciał się z nikim żegnać. 

- Dziękuję za gościnę - Alexander zwrócił się do Hedry.

- Uważajcie na siebie, mundury odstraszają ludzi, przyciągają nekromantów, lecz pumy nie zwracają na nie uwagi - Hedra zażartował, po czym wręczył butelkę dobrej whisky dla Danysa. Naryjczyk wiedział dlaczego. Przyjął ją bez słowa. Obaj wiedzieli, że to ma być potwierdzenie dochowania tajemnicy.

- Mam nadzieję, że wkrótce się znowu zobaczymy - Sylvan wyściskał młodszego kuzyna. Alexander tylko potaknął, nawet się nie raczył uśmiechnąć czy odwzajemnić uścisk. Położył jedynie dłoń na ramieniu kuzyna.

- Na pewno, obiecuję.

- Pozdrów ode mnie arcymaga - Hedra rzucił na koniec.

Pożegnania zawsze bywały dziwne. Magowie żyli długo, lecz w przypadku Łowców, nikt nie mógł być niczego pewien. Jednego dnia żyją, innego są martwi. Złota Iglica zawsze napawa dziwnym poczuciem smutku. Jej wysokie mury skrywały same tajemnice. Te, których nawet magowie nie chcieli znać.


Jednakże, gdy magowie z Białej Iglicy odjechali, a bramy zostały za nimi zamknięte, złoci magowie odetchnęli. Każdy przeczuwał, że niedługo wydarzy się coś złego. Już sam widok Alexandra w roli generała mówił wiele. Arcymag naprawdę oszalał.

Sylvan chwilę jeszcze patrzył na zamkniętą bramę. Jego beztroski uśmiech również nie wróżył nic dobrego. O czym rozmawiał z Alexandrem całą noc? Prócz alkoholu, na pewno wpoił mu coś jeszcze. Znając tego młodego węża, Hedra podejrzewał, że Alex wyjechał stąd z jeszcze większym mętlikiem w głowie.


Nic jednak nie mogło się równać z widokiem Radnego. Nie kto inny, lecz sam Otello Cannova, skrywał się pod głębokim kapturem. Jako jedyny z Radnych nigdy nie porzucił swego munduru na rzecz białych szat. Mimo wieku, wciąż stał prosto i o własnych siłach. Oczy skrywał za ciemnymi okularami, które idealnie skrywały ich kolor.

- Towarzystwo się rozjechało. Szkoda, trochę liczyłem na to, że ich poznam - Otello odezwał się pierwszy. Hedra od razu podszedł do niego i sugestywnie chwytając go za ramię, poprowadził go do środka Iglicy.

- Nie bez powodu kazałem ładnym paniom wodzić cię za nos - Hedra odparł, na co starzec się zaśmiał. Kiedyś był wyższy, niemal tak wysoki jak Naryjczycy, teraz jednak z wiekiem ubyło mu parę centymetrów.

- Tak czułem, że to podstęp, ale kto by się oparł tym atrakcjom na moim miejscu? - Otello spojrzał z góry na mniejszego i młodszego Mistrza Magii - słyszałem, że Alexander dostał od nas zabawkę.

- Sylvan się uparł - Sijiya potwierdził. Powoli prowadził radnego do jego komnat, co wiązało się z długą wspinaczką po krętych schodach.

- Jak myślisz, uda mu się opanować jego moc? W końcu nie każdy potrafi posługiwać się zegarkiem. I to dosłownie, czasami.

- Wierzę, że sobie poradzi. Ufam Sylvanowi - Hedra potaknął, na co Otello się tylko zaśmiał - Ty nie?

- Oczywiście. Póki ty nie masz potomka, to właśnie Sylvan odziedziczy stołek po tobie, jeśli… no wiesz. Wypadki chodzą po ludziach, a w twoim zawodzie wyjątkowo łatwo stracić głowę.

- Nie rozwódźmy się nad tym za bardzo - Hedra wolał to uciąć zanim ta gaduła rozgada się na dobre. Otello miał w zwyczaju dawać się ponieść słowom. Głos co prawda miał doskonały. Dźwięczny, czysty i z perfekcyjną dykcją. Nie jąkał się, nie wahał, mówił płynnie, wręcz bawił się swoim głosem. Akcentował ważne słowa i zbywał te, które nic nie wnosiły.

- Co zrobisz z Przypadkiem? W przyszłym tygodniu większość Łowców powinna już wrócić. My za to nie powinniśmy trzymać go za długo przy życiu - Radny nalegał. Hedra słuchał już o tym wiele razy od swojej generał. Lecz z ust Otello brzmiało to inaczej. Jak coś, co naprawdę powinni zrobić - Zwłaszcza, że sam nie powie nic więcej na temat Vitolda. Nawet magia nie pomoże, by go złamać.

- Wiem. Wiem... 

- Oczywiście. Cieszę się, że wiesz. Lepiej jednak, byś na kolejny list arcymaga odpisał osobiście, najlepiej z informacją, że załatwiłeś to, co miałeś do zrobienia. Inaczej następnym razem u boku Alexandra zobaczymy nie jego opiekunów, a Tardę - Otello nie szczędził słów. Hedra tylko przewrócił oczami i popatrzył na niego, lecz nie miał nawet zamiaru mu przerywać. Mistrz Magii o tym wszystkim wiedział i zdawał sobie z tego sprawę - Tak czy inaczej, spójrzmy na zalety. Nasz mały zimorodek niedługo uwije nowe gniazdo. Oby tylko mu się poszczęściło. Drugiej takiej okazji nie będzie.

- Na pewno nie będzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz