Tak jak w nocy Alex nie odczuł specjalnie uroków Złotej Iglicy, tak za dnia nie wiedział co zrobić. Nie wyobrażał sobie zdjąć munduru. Co jeśli ktoś go tak zobaczy? Na to nie mógł sobie pozwolić. Od najmłodszych lat wpajano mu, że przy innych zawsze musi wyglądać nienagannie. Tylko co zrobić, jeśli pot leje mu się po plecach? Nawet w środku budynku nie mógł powiedzieć, aby temperatura była odpowiednia. Pomimo zacienionych miejsc, licznych kwiatów i fontann, które wszystko miały ochłodzić.
Jego uwagę przykuło zamieszanie. Sygnał do otwarcia bramy i nawoływania o medyków. Coś musiało się stać. Nie wiedział jednak co takiego. W jego Białej Iglicy coś takiego nie miało miejsca. Medycy zajmowali się stałymi pacjentami, a nagłe wypadki? Te zdarzały się tak rzadko, że nawet nie potrafił sobie żadnego przypomnieć.
Ciekawość wygrała. Przystanął na holu głównym, skąd miał dobry widok na plac, poprzez wielkie wrota wejściowe do budowli Iglicy. Widział jak medycy w białych kitlach wybiegli na plac, czekając aż brama się otworzy. Wszystko działo się bardzo szybko. Jeden koń przywiózł z powrotem dwóch rannych Łowców. Specjalnych magów łowczych, którzy tropią nekromantów. Jeden z nich mógł sam chodzić, toteż prosił, by zajęli się jego partnerem.
Oddział medyków tylko przemknął obok Alexandra wraz z rannym na noszach. Nie zdołał nawet nic zobaczyć. Dlaczego za nimi poszedł? Nie potrafił się powstrzymać. Chciał wiedzieć jak wygląda życie Złotych Magów. Z czym tak naprawdę walczą Łowcy. Wślizgnął się za nimi do lecznicy. Jeden z medyków już chciał go wyrzucić za drzwi, już miał go chwycić za ramię, lecz wtedy na twarzy mężczyzny pojawiło się przerażenie. Zdał sobie sprawę, że niemal dotknąłby Dergradusa z Białej Iglicy. To mogłoby się równać dla niego z wyrokiem śmierci, jeśli tylko arcymag by się o tym dowiedział.
- Proszę, nie wchodź nam w drogę - oznajmił tylko, po czym wrócił do rannego. Alex wiedział, że nie powinien się tam kręcić, a mimo to, nie mógł zawrócić.
Widział jak medycy skaczą z jednej strony na drugą, jak wymieniają się leczniczymi zaklęciami. Jak próbują uratować człowiekowi życie. Tylko czy aby na pewno da się go odratować? Jego stan przerażał. Mężczyzna miał rany na całym ciele, jak gdyby spotkał się z nożownikiem. Brakowało mu kilku palców u lewej dłoni, z kolei prawej nie miał wcale. Nie wiadomo nawet czy będzie mógł ruszać nogami, a w klatce piersiowej wciąż widniał wbity po samą rękojeść nóż. Krwawił. Wykrwawiał się na ich oczach. W ich rękach. Tamowali krwawienie, lecz rany wyglądały na zbyt obszerne. Mężczyzna nie chciał umierać. Bał się tego, co zastanie po śmierci. Jednakże wiedział, że jego ciało odmawia mu posłuszeństwa.
Modlił się. Alexander wiedział, że jest to modlitwa. Mamrotane, niewyraźne słowa z ust zalanych własną krwią. Tym razem niższa kobieta podeszła do Alexa. Nie krępowała się go dotknąć. Chwyciła go za rękaw munduru i powoli wyprowadziła go z sali. Jej twarz mówiła wszystko. Stracą go. To jego ostatnie chwile. Nie chciała, by Alexander widział jak umiera człowiek.
Nie wyleczą go? Co to za rany, których nie można uleczyć magią? Czy zadał je nekromanta? Tak wiele pytań miał teraz w głowie. Jak o tym pomyśleć, Alex nigdy nie widział śmierci na własne oczy. Magowie nie trzymają zwierząt w Iglicach. Jak już to małe, przywołane chowańce, które mogą odwołać w każdej chwili. Magowie też rzadko kiedy żegnali się z życiem, a przynajmniej w Białej Iglicy robili to w sposób naturalny. Z dala od oczu Alexandra. Nie widział śmierci swego ojca. Matki nawet nie pamiętał. Teraz jednak widział, jak bardzo to oddziałowuje na medyków. Ci ludzie jeszcze chwilę temu walczyli o jego życie, gdy teraz jest im już wszystko jedno.
Czy go znali? Kim dla nich był? Złota Iglica straciła człowieka.
Wysoki mężczyzna czym prędzej ich minął, żwawo wszedł do środka lecznicy. Nawet nic nie mówił. Zza uchylonych drzwi nie dobiegł żaden głos.
Alex musiał po tym ochłonąć. Choć tego po nim nie widać, ciągle o tym myślał. Cały czas miał widok umierającego, rannego Łowcy gdzieś z tyłu głowy. Ton jego głosu, gdy się modlił. Jakby błagał o przebaczenie i o łaskę. Po wypiciu szklanki wody, Alex postanowił, że uda się do Hedry. Zajmie swoją głowę formalnościami. Tak jest najłatwiej. Tak ucieka od okrutnej rzeczywistości. Po prostu zajmował się czymś, by nie myśleć o niczym. W kieszeni ścisnął swoją piłeczkę, na której zawsze odreagowywał. Chciałby to zrobić teraz, lecz nie tutaj. Tak jak u siebie znał zakamarki, do których nikt nie chodził, tak tu nie wiedział co gdzie jest. Niby takie samo, niby to tylko lustrzane odbicie, a jednak wszystko wydaje się zupełnie inne.
Paprotki co chwilę go zaczepiały, gdy wspinał się po krętych schodach na górę. W Białej Iglicy ilość schodów na największe piętra go nie przerażała. Przyzwyczaił się do nich i nawet cieszył się ze swojej kondycji, która umożliwiała mu dzienne tułaczki z piętra na piętro. Tutaj jednak ta sama czynność okazała się nie lada wyzwaniem. Z tego upału miał wrażenie, że kręci mu się w głowie. Nie mógł się skupić, jedyne o czym myślał to by zanurzyć się w lodowatej wodzie. Aż bał się pomyśleć co oznaczają tutaj noce? Choć jedną miał już za sobą, tak naprawdę nie mógł stwierdzić czy było tak tragicznie jak o tym mówiono. Jego komnata, z racji tego, że jest najważniejszym gościem, została wypełniona magicznymi świecami, które ociepliły wszystko do normalnej temperatury. Owszem, czuł chłód, lecz nie nazwałby tego przeraźliwym zimnem.
Trochę po południu, gdy w końcu udało mu się dotrzeć na przedostatnie piętro, zapukał do gabinetu Sijiyi i wszedł do środka. Mistrz Magii od razu podniósł głowę znad papierów i spojrzał na gościa. Za każdym razem, gdy te bladopomarańczowe oczy spoglądały na Alexa, ten miał wrażenie, że Hedra widzi jego duszę na wskroś. Nie wiedział do czego te oczy są zdolne, lecz podejrzewał, że to wynik jakiegoś zaklęcia, znanego tylko Hedrze. Nigdzie indziej takowych oczu nie widział. Zwłaszcza przerażał go brak wyraźnych źrenic.
Jak tylko Sijiya zobaczył kto do niego przyszedł, tak otworzył szufladę i bez ceregieli wrzucił do niej wszystko to, co miał na blacie, poza kubkiem z niedopitą herbatą ziołową, którą po prostu odstawił na bok.
Alex zajął miejsce na krześle naprzeciwko Hedry. Niewygodne, przeczuwał, że zrobione tak specjalnie, by nikt się u niego nie zasiedział. Tak przynajmniej to odbierał.
Mistrz Magii po błyskawicznym zrobieniu porządku na swoim biurku, pochylił się do przodu i oparł na łokciach.
- Widzę, że przeżyłeś noc. Nie było tak strasznie, co?
- Nie, lecz muszę przyznać, że temperatura za dnia jest trudna do przyzwyczajenia się - Alex starał się odpowiedzieć jak najbardziej formalnie. Nie wiedział jeszcze jak się zachować w obecności Mistrza Magii. Choć ten wyglądał na bardzo swobodnego. Czyżby jeszcze nie wiedział o śmierci maga? A może dla niego to codzienność?
Mundur wisiał na oparciu fotela, a sam Hedra najwyraźniej lubił czarne podkoszulki i krótkie spodnie. Choć Alexander w ogóle mu się nie dziwił. Mundur i wizerunek to jedno, ale jeśli się żyje w tym upale dzień w dzień, formalności z pewnością schodzą na dalszy plan. Nawet młody Dergradus powątpiewał, czy wytrzyma w mundurze do wieczora. W gabinecie Hedry, dzięki otwartym na oścież oknom przynajmniej panował przeciąg. Ruch powietrza zdecydowanie pomagał w ten upał.
- Przejdźmy do konkretów. Co dokładnie cię do mnie sprowadza?
Alexander czuł od początku, że Hedra będzie go sprawdzać. Z gestów i z twarzy niewiele wyciągnie, ale wciąż pozostaje mowa i dobór słów. W tym nie czuł się najlepiej. Mało kto z nim rozmawiał. Zawsze czuł się bardzo nieswojo, gdy ktoś chciał poznać jego opinię. Zawsze czuł się tak, jakby jego zdanie się nie liczyło.
- Jestem tu z kilku powodów. Pomyślałem, że mógłbym wykorzystać sytuację - Alex zaczął. Hedra słuchał uważnie i obserwował go dokładnie - pod oficjalną wersją ponaglenia cię z raportami na temat generała Vitolda, chciałem sprawdzić jak wygląda praca generała od kogoś na tym stanowisku, odwiedzić swojego kuzyna jak i lepiej poznać Złotych Magów. Przy okazji mogę zabrać stąd też ucznia, o którym rozmawialiśmy wczoraj.
Brew Hedry lekko drgnęła zanim się odchylił do tyłu. Mistrz sięgnął sobie cygaro z kieszeni munduru i odpalił je zapałkami, co wydało się dziwne Alexandrowi. Sijiya znany jest z tego, że jest certyfikowanym magiem ognia. Ogień to dosłownie jego żywioł. Dlaczego zatem nie użył zaklęcia?
- Tak się składa, że nie mam tych raportów - Hedra wyznał bez owijania w bawełnę - Sylvan pracuje przy tej sprawie, także możesz go o wszystko wypytać. Nie ma jednak obowiązku, by ci odpowiedzieć.
Sylvan? To komplikuje sprawę. Od zwykłego maga Alex mógłby w ostateczności zażądać wglądu w raporty, lecz w tej sytuacji mógł co najwyżej zapytać. Sylvan również należy do rodu Dergradus, co więcej, jest od Alexandra starszy.
- Rozumiem, w takim razie z nim pomówię na ten temat. Choć przyznam, że nie wiem, o co miałbym go zapytać. Widziałem dziś jak przynieśli mężczyznę do lecznicy, gdzie zmarł - Alex mówił. W jakiś sposób, postać Hedry go nie przerażała tak bardzo, jak magowie z jego rodzimej Iglicy - Magowie giną z rąk nekromantów i odwrotnie. Nie rozumiem czego arcymag oczekuje po tym raporcie.
- Hogan pewnie chce wiedzieć co takiego się stało. Dlaczego to Vitold zginął, a nie jakiś mój Łowca.
- Nie widzę w tym nic złego. Ja również chciałbym się dowiedzieć dlaczego to się wydarzyło. Co między nimi zaszło. Miałem okazję urywkowo przejrzeć notatki generała. Wiem tyle, że interesował się Przypadkiem. Chciał go z jakiegoś powodu znaleźć.
- Widziałeś już wcześniej nekromantę? - Sijiya spytał, siedział wygodnie w swoim fotelu, zaciągał się dymem do płuc. Powietrze nabierało zapachu cygara.
- Nie. Słyszałem tylko opowieści na ich temat, ale domyślam się, że większość z nich jest po prostu przesadzonych - Alex wyznał, choć nie czuł się zbyt dobrze w tym temacie. Sijiya wiedział więcej niż on, niż niejeden Łowca.
- Nie. Wiele z tych historii akurat jest prawdziwych. Istoty o zgniłych ciałach, różnych kończynach i ogromnej żądzy krwi. Wielu jest takich, są najczęściej spotykani, stąd tyle książek o nich. Mało kto jednak wie, że to najsłabsze co może być. Pogrążone w chaosie, zniszczone mroczną sztuką. Można powiedzieć, że bezmózgie - Sijiya powoli wprowadzał go w świat nekromancji. Alexander chłonął tę wiedzę niczym gąbka. Każde słowo notował w pamięci. Zdawał sobie sprawę, że tego nie powie mu nikt z Białej Iglicy. Te historie tworzyli magowie w mundurach zdobionych złotem - Najsilniejsi są ci, o których nie mówi się głośno. To ci, którzy wzbudzają strach na same wspomnienie. Jak najsłynniejsza dwójka… Przypadek i Niszczyciel.
- Niszczyciel… - Alex powtórzył cicho. To właśnie tak nazywał się nekromanta, który pozbawił życia jego ojca. Hedra miał rację. Nie mówi się o nim głośno, wzbudza ogromny strach i niesie ze sobą tylko złe wspomnienia.
- Gdy ja miałem mieć po raz pierwszy do czynienia z nekromantą, bałem się – wyznał Hedra, nawet tego nie kryjąc. Nie zamierzał udawać, że czuł inaczej. Ogarnęła go nostalgia, na myśl o starych czasach – Bałem się, że zobaczę człowieka.
- Człowieka?
- Mówiąc o nekromantach, zachowujemy się jakbyśmy mówili o czymś. Jakimś istnieniu bez osobowości. Jaka jest prawda? Wielu z nich zeszło z dobrej drogi, wielu z nich na dobrej drodze nigdy nie było. Powody, które przyczyniły się do tego aby stali się nekromantami są najczęściej pomijane. Uznane za nieważne. Jak gdyby nekromancja miała definiować każdą osobę, która się nią posługuje. Powiedz mi, Alexandrze…
- Tak?
Hedra mocno ciekawił Alexandra. Ten mężczyzna krył w sobie coś, co znacznie różniło go od arcymaga. Może to właśnie to dążenie do prawdy? Może to zrozumienie, że nie wszystko jest tylko czarne i białe?
- Czym według Ciebie różni się nekromanta, który pragnie nieśmiertelności od tego, który wskrzesił swoją żonę czy córkę? Jesteśmy tutaj sami, nikt nie usłyszy Twojej odpowiedzi. A ja nie będę nikogo osądzał – dodał spokojnie. Oczywiście, że go sprawdzał. Jednakże najwyraźniej robił to dla samego siebie, nie jako Mistrz Magii, a jako człowiek, z którym można po prostu porozmawiać.
- Sam to powiedziałeś, różnią ich powody. Dla jednego motywacją jest strach przed śmiercią, dla innego chciwość wobec dłuższego życia, a innych zabijała tęsknota. Widziałem notatki Vitolda, jak już wspomniałem. Miał w nich zapiski o podejrzeniach nekromanty pośród młodych magów z akademii. Wypisał w nich swoje spostrzeżenia na temat tego, co mogło być powodem wstąpienia takiej osoby na taką, a nie inną drogę. Dużo o tym myślałem. Nadal myślę. Czasem budzę się w nocy i…
- I myślisz o sobie, prawda? - Hedra niemalże wyjął to z ust młodego Dergradusa. Alex westchnął. Pozwolił sobie na to, choć zwykle pilnował się, by nie robić takich rzeczy. Na pewno nie przy kimś.
- Straciłem ojca przez Niszczyciela. Jednak nie użyłbym nekromancji, by go przywrócić.
- Łatwo mówić, że by się jej nie użyło, gdy nie ma się z nią styczności. Łowcy, nawet ja, wielokrotnie zetknęliśmy się z nekromancją i jej owocami. Zazwyczaj są to nieudane próby. Zamiast bliskich, ludzie otrzymują coś bez własnej woli, albo ściągają duszę do gnijącego ciała. Jednakże z Przypadkiem było inaczej. Jak myślisz, kim jest Przypadek? - spytał Hedra. Jego blade oczy w końcu dały Alexowi chwilę wytchnienia. Mistrz Magii wstał, by zaparzyć herbaty.
- Zapewne człowiekiem, który zboczył z drogi i wybrał ścieżkę nekromancji - wywnioskował Alex, sądził po wcześniejszej rozmowie.
- Człowieka, co? - Sijiya brzmiał na rozbawionego. Z początku tylko parsknął śmiechem. Następnie zaczął się śmiać – Uwierz mi, Przypadek… Nigdy nie był człowiekiem. To osoba zdecydowanie ponad to.
- To znaczy?
- Pomimo, że stoimy po przeciwnych stronach, szanuję go. Niewielu magów to potrafi. Również powinieneś nauczyć się szanować nekromantów. To może cię wiele nauczyć. Nie jako maga. Jako osobę.
- Zatem miałeś wcześniej do czynienia z Przypadkiem?
- Miałem. Tylko raz, lecz ten jeden raz wystarczył w zupełności - Hedra lekko uniósł brew ku górze. Zalał dwa kubki gorącą wodą. Magią przywołał gorącą wodę bez najmniejszego problemu. Jeden kubek postawił przed Alexandrem, drugi obok swojego fotela. Przyniósł też cukiernicę i postawił ją przed Alexem, jak gdyby wiedział, że gorzkiego nie znosi. Wtem usiadł z powrotem na fotelu i gdy Alex słodził herbatę, ten kontynuował swoją historię - To była, ironicznie, jedna z moich pierwszych wypraw jako Łowca. Było ciemno jak w dupie, a ja przez nerwy zamiast rozglądać się na boki, wpatrywałem się w zad konia przede mną, na którym jechał Lycor. Za mną jechał Mentance, starszy Łowca. Byłem tam najmłodszy, ale Lycor zawsze zabierał mnie ze sobą wszędzie, bym zdobył doświadczenie. Od początku twierdzili, że może to być jedna z trudniejszych misji, gdyż słyszeli, że trup zjadł nekromantę, który go przywołał. To nigdy nie kończy się dobrze, bo taki truposz zyskuje większe odporności i zdolności magiczne tego, kogo zjadł. Trzeba do tego dodać brak rozumu i jedynie żądzę krwi. Przyznam, że trochę się na nich gniewałem. W tej młodzieńczej brawurze nie dopuszczałem do siebie myśli, że Łowcy mogliby mieć jakiekolwiek trudności ze zwykłym, chodzącym trupem. Zwłaszcza, że to sam Mistrz Magii i ówczesny Mistrz Łowców wtedy ze mną byli. Teraz, tak myśląc o tym, wydaje mi się, że spodziewali się obecności Przypadka. Z jakiego innego powodu mieliby tam jechać we dwoje? - zaśmiał się na samą myśl o tamtym dniu. Jako młodzieniec zupełnie o takich rzeczach nie myślał. Czas bardzo go zmienił - Gdy dojechaliśmy we wskazane miejsce, ja… wymiękłem. Gdy myślałem o chodzącym trupie, wyobrażałem to sobie jako sinego człowieka, który kuleje i się ślini. To, co tam zobaczyłem do dziś zostało w mojej głowie i życzę ci, byś nigdy nie musiał tego widzieć. Wszystko śmierdziało zgnilizną, grunt zdawał się ruszać nawet pod stopami. Jęki, wycia, to wszystko wywoływało dreszcze.
Alex upił łyk herbaty. Słuchał Hedry uważnie. Lubił słuchać różnych opowieści, a w Białej Iglicy mało kto w ogóle o takich mówił. Przechwalanie się swoimi umiejętnościami to nie to samo.
- Mniejszych umarłych udało nam się zlikwidować bez najmniejszego problemu. Każdy Łowca by sobie z tym poradził, nawet taki, co dopiero dostał ten tytuł. Jednakże gdy znaleźliśmy tego jedynego, od razu wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. Nie działało na niego żadne zaklęcie, więc musieliśmy używać broni.
- Broni? - Alex otworzył szerzej oczy. Owszem, wiedział, że każdy mag ma własną broń, lecz nie spodziewał się, że mogą jej faktycznie użyć. Sam też znał techniki walki bronią jak i walki wręcz, ale nie sądził, by kiedykolwiek z tej wiedzy skorzystał.
- Magowie nie powinni polegać tylko na magii. Są sytuacje, w których jesteśmy jak zwykli ludzie. Truposz miał silną tarczę antymagiczną, a jakiekolwiek zaklęcia, które go drasnęły, zdawały się go nasycać dodatkową energią. Gdy zmieniliśmy taktykę, musieliśmy bardzo uważać. Niestety, truposz dorwał Mentę. To była dosłownie chwila nieuwagi, a ten pierdolony ghul miał jego szyję w swojej paszczy. Udało nam się ich rozdzielić, ale Menta już nie żył. Ghul szedł wtedy prosto na mnie. Już był tak blisko, że byłem pewien swojej śmierci.
- Ale przeżyłeś - Alex wtrącił cicho. Nie chciałby się znaleźć w takiej sytuacji, o jakiej Hedra mu opowiadał. Nie wiedziałby co robić. Pewnie od początku stałby jak sparaliżowany, patrząc śmierci w oczy.
- Zwykła strzała przeszyła łeb ghula. Wbiła się z jednej strony, wyszła z drugiej i tak w nim utknęła. Następnie wydarzyło się coś, czego nie widziałem jak dotąd w żadnej księdze. Miałem wrażenie, że niebo się otworzyło. Jakby portal do świata samej śmierci, a z niego żółta dłoń o długich, pajęczych palcach. Tak po prostu chwyciła truposza i w jednej chwili wciągnęła go do środka. Niebo się zakleiło i znów nastała ciemność.
- Przypadek? - Alex zgadywał, lecz przeczucie mówiło mu, że to właśnie on się wtedy zjawił.
- Cały ubrany na czarno, w futro z samej czarnej pumy. O czarnej skórze, czarnych włosach. Nie. On był czernią. Był częścią nocy. Patrząc na niego, wydawało mi się, że patrzę na samego syna księżyca i gwiazd. Nastała cisza - Hedra również ściszył głos, by oddać scenę - niepojęta cisza. Wydawało mi się, że ogłuchłem, lecz bicie serca, które łomotało jak szalone, temu przeczyło. Całym sobą czułem potęgę tej osoby. Paraliżowała mnie, jak gdybym spoglądał na boga.
- Boga? - Alex wychowywał się bez wiary. Miał zaledwie sześć lat, gdy arcymag zabronił wiary w bogów.
- Przyznam, że nie wiedziałem co wtedy zrobić. Lycor również nic nie mówił. Patrzyliśmy tak na Przypadka, nie wiem ile. Zdawało się, że całe wieki. Przypadek, wyszeptał Lycor. Wtedy zrozumiałem czym tak naprawdę są ci tak zwani legendarni nekromanci. Zdałem sobie sprawę z ogromu ich potęgi. Wydawało mi się to niemożliwe, by jedna osoba potrafiła wzbudzić takie przerażenie, a zarazem taki spokój. W tamtej chwili, gdyby chciał mnie zabić, pozwoliłbym mu na to. Mógłby ze mną zrobić co tylko chciał. Lecz nie zrobił nic.
- Nie walczyliście z nim?
- Nie mielibyśmy szans. Czułem, jakby moja dusza należała do niego. Jakby był żniwiarzem, który po mnie przyszedł. Ktoś, z kim się nie dyskutuje, tylko posłusznie podaje się rękę i podąża na ślepo. Gdy schował swój łuk, zrozumieliśmy, że nie przyszedł, by walczyć - na twarz Hedry wkradł się niezrozumiały, połowiczny uśmiech - Przypadek podszedł do Menty i zapytał: czy mistrzowie zawsze muszą naprawiać błędy uczniów? Chwilę po tym, widzieliśmy jak rany Menty się zaleczyły, a on sam nabrał powietrza w płuca. On nie tylko został przywrócony do życia. Nie stał się truposzem, nie stał się jego marionetką. On go wskrzesił, jak gdyby Menta nigdy nie umarł. Czytałem, że coś takiego jest niemożliwe, a on to zrobił jak palcem odjął.
- Jak to? Po co? - Alex bardzo pilnował się, by nie okazać zdziwienia, lecz zupełnie tego nie rozumiał.
- Nekromanta, który ożywił truposza był jego uczniem. Przypadek przyszedł po nim posprzątać, a że się spóźnił, najwyraźniej uznał, że nam w ten sposób podziękuje za fatygę. Nie wiem, nie jestem pewien. To, co kryje się w głowie tego mężczyzny jest dla mnie niezrozumiałą zagadką.
Hedra upił łyk swojej herbaty. Nie słodził, najwyraźniej preferował gorzką. Alex nadal myślał o tym, co właśnie usłyszał. Nekromanta, który przywraca maga do życia? To w ogóle nie miało dla niego sensu. Co więcej, słyszał o tym, że Menta zmarł zaledwie cztery lata temu, na wskutek postępującej choroby. Nie miała ona związku z nekromancją. Właściwie nikt nigdy nie mówił o tym, że Menta miał do czynienia z Przypadkiem. Czyżby Lycor i Hedra to zataili? W takim razie dlaczego teraz mówi o tym Alexowi? Nie boi się, że taka informacja trafi do arcymaga? Najwyraźniej Hedra zaryzykował. Postawił wszystko na jedną kartę i zaufał Alexandrowi. Czyżby liczył w zamian na to samo? Młody Dergradus nie wiedział czy to próba manipulacji, czy też zwyczajna konwersacja. Nie potrafił tego odróżnić. Wszyscy go ostrzegali przed Sijiyą, lecz tak naprawdę powinni ostrzec go także przed nimi samymi.
- Chcesz z nim porozmawiać sam na sam? - Hedra przerwał ciszę. Alex spojrzał na niego w milczeniu. Nie rozumiał - mogę cię do niego zaprowadzić. Coś mi mówi, że powinieneś z nim porozmawiać. Druga taka okazja może się nie powtórzyć.
- Czy aby na pewno powinienem? - Alex się denerwował na samą myśl o tym. W końcu Przypadek jest określony tym samym mianem co Niszczyciel. Co jeśli patrząc na Przypadka wyobrazi sobie jak to jest patrzeć na tego, kto zabił mu ojca? Z drugiej strony, to właśnie może być to. Ta szansa na odkrycie prawdy. Coś, co zbliży go do zrozumienia i co pokaże mu kim naprawdę jest Niszczyciel. Nie sądził by poznał przyczynę śmierci ojca. Może jednak ma szansę poznać przyczynę śmierci Vitolda?
- Po prostu chodź.
Sijiya narzucił na siebie swój mundur.
Przebyli razem długą drogę w dół. Przez wszystkie piętra, na sam parter, a potem jeszcze dalej. Pod ziemię. Alex nigdy przedtem nie schodził tak nisko. Dziwnie się czuł ze świadomością, że jest pod ziemią. Całe życie mieszkał wysoko.
Co jeśli to wszystko się zawali?
To właśnie tu, pod ziemią, ukrywały się rzeczy, z których słynęła Złota Iglica. Koszary Łowców, muzeum artefaktów i wszelkie magazyny, od żywności aż po broń. Wszystko to kryło się za zamkniętymi drzwiami. Hedra prowadził Alexandra głównymi schodami w dół. Przeszli przez wąski punkt kontrolny, gdzie strażnik pilnował aby nikt nieproszony nie szedł dalej. Był to mały pokój pomiędzy kratami. Mężczyzna nawet nie zareagował, gdy ujrzał Mistrza Magii.
Zaczęły się kręgi więzienia. Pierwsze piętro dla zwykłych ludzi, którzy podpadli magom na tyle, by tu skończyć. Tylko minęli to piętro, nie zagłębiając się w te korytarze. Toteż Alex nie mógł zobaczyć ilu ludzi się tam kryje.
Drugi krąg więzienia to magowie. Alex czuł dziwny zapach. Wilgotne powietrze przesiąknęło zapachem kamieni, które pochłaniały magię. Uniemożliwiały one magom użycie zaklęć. Wszelkie próby kończyły się tym, że robili się senni i zmęczeni. Każdy mag w ich pobliżu odczuwał co najmniej dyskomfort. Niektórzy skarżyli się na bóle głowy, lecz to niezbędne środki ostrożności.
W końcu schodzili jeszcze niżej. Młody Dergradus miał wrażenie, że schodzą w dół do samego serca ziemi. Było mu zimno, coraz zimniej. Nie wiedział jednak czy to faktycznie przez to miejsce, czy może przez własne nerwy. Miał wrażenie, że ściany ociekają wodą. Lecz i przy tym nie wiedział czy to jego wyobraźnia, czy gra świateł od pochodni, którą trzymał Hedra.
Schody się skończyły, stanęli na prostej podłodze. Sijiya rozświetlił długi korytarz zaklęciem iluzji. Wielkie posągi, wykute w ścianach, podtrzymywały sufit. Spoglądały na nich złowieszczo wykrzywiając usta. Przypominamy nagich ludzi, lecz im dłużej Alex na nie spoglądał, tym bardziej nie widział w nich ludzi. Raczej jakieś istoty o zbliżonym do człowieka wyglądzie. Ich twarze miały wyraźne rysy, a ich ciała, choć szczupłe, zdawały się kryć ogromną siłę.
- Kim są te postacie? - zapytał, gdy szli tym niezbyt szerokim korytarzem. Po jednej stronie drzwi zostały oznaczone parzystymi liczbami, a po drugiej nieparzystymi.
- Ród Shiranui. Są to demony, które czuwają nad Iglicami od samego początku. A przynajmniej uczestniczyły w ich tworzeniu. Jeden z nich nadal jest w Białej Iglicy - oznajmił Hedra, na co Alex się zdziwił. Nie słyszał o tym nigdy. Jak to możliwe? Co więcej, arcymag nie pochwalał zawierania paktów z demonami. Jak zatem demon miałby się uchować?
- Ile jest tutaj cel?
- Czterdzieści trzy. Pominęliśmy numer trzynasty, toteż ostatnia cela ma numer czterdzieści cztery. Trzynastka była pechowa, aż dwóch nekromantów nam z niej uciekło. Nie wszystkie są pełne, większość stoi pusta - mówił Hedra. Alex go słuchał. Właściwie miał wrażenie, że cokolwiek Hedra by powiedział to Alex by go słuchał - każdy nekromanta jest oddzielony indywidualną barierą. Nie mogą korzystać z magii oraz jej przekroczyć. Sam je założyłem i tylko sam je mogę zdjąć.
- A jeśli umrzesz?
- To będą trwać dopóki ktoś ich nie złamie. Czy żyję, czy nie, to bez znaczenia dla tych barier - wyjaśnił. Alex kiedyś słyszał o tym rodzaju zabezpieczeń, lecz sądził, że osoby, które potrafiły takowe założyć już dawno nie żyją. Potęga Hedry coraz bardziej go intrygowała. Ten niewielki mężczyzna ma ogromny talent, który przez lata szlifował by móc godnie stać na swoim miejscu. Czy arcymag jest słabszy?
Gdyby nie zaklęcie Hedry, zupełnie nic by tu nie widzieli. Kompletna ciemność towarzyszyła ciszy. Jedynie kroki Alexandra cicho odbijały się echem.
W końcu doszli do celi na samym końcu. Cela numer czterdzieści cztery. Jej drzwi oblano białą farbą, nie pożółkła, wygląda na świeżą. To tutaj - tak czuł. Dreszcze przechodziły po jego ciele, serce niemal podeszło do gardła. Biło jak szalone. Bał się. Naprawdę bał się tego, co zobaczy po drugiej stronie.
Mistrz Magii otworzył celę magicznym kluczem, który znikł zaraz po szczęknięciu zamka, gdy ciężkie drzwi ustąpiły. Otworzył je tak, by obaj mogli wejść. Hedra pierwszy, zapalił magiczną, bladą świecę przy framudze od środka. Nie dawała za wiele światła. Wystarczająco jednak, by zobaczyć kształty przedmiotów, które znajdowały się w wąskiej celi. Alex wszedł niepewnie do środka, zostając tuż przy progu, by w każdej chwili mógł się wycofać.
Wewnątrz stało kilka mebli. Niewielka szafeczka, na której leżał talerz z nietkniętym udkiem kurczaka i kilka ziemniaków. Miska z wodą i drewniana łyżka. W kącie urynał, lecz nie śmierdziało moczem i fekaliami. Albo wymieniają to na bieżąco, albo więzień nie odczuwa potrzeb fizjologicznych. Nietknięte jedzenie sugeruje, że nie odczuwa nawet głodu. Łóżko z kolei wisiało na dwóch łańcuchach, przykręconych do ściany. Leżał na nim. To on. Przykryty starym, wypłowiałym kocem w kwieciste wzory.
- Obudź się. Masz gościa - Hedra zawołał. Dłonią dotknął barierę, by pokazać Alexowi, w którym miejscu się znajduje. Nie powinien przez nią przejść, lecz przez to, że jej nie widać, odnosi się wrażenie, że nic ich nie oddziela.
Nie reagował. Nie ruszał się. Czy aby na pewno oddychał?
- Zostawię was samych. Będę w pobliżu, gdyby coś się działo - poklepał Alexa po ramieniu. Wskazał mu niewielki stołek, na którym Alex może usiąść, po czym Hedra opuścił celę i odszedł kawałek dalej, co by ich nie podsłuchiwać.
Wraz z jego odejściem, odeszło również światło. Alex chwilę tak siedział w ciemności. Bez żadnego źródła światła, czuł jakby oślepł. Nie wiedział co robić. Zacząć rozmowę? Przedstawić się najpierw? Próbować go obudzić?
Wiązką magii zapalił magiczną świecę. Gdy podniósł wzrok, niemal wbił się plecami w drzwi, tak szybko się odsunął.
To on. Stał przed nim. Pochylał się do przodu z zaciekawieniem, byli twarzą w twarz. Cóż to za dziwna istota? Jego skóra przypomina popiół. Może to przez słabe oświetlenie? Lecz Alex pamiętał, co mówił Hedra. On jest czernią. Jego twarz przywodziła na myśl postać z witrażu w Sali Narad. Te trójkątne rysy twarzy, delikatny nos i wąskie usta. Skośne oczy o wielkiej, czerwonej tęczówce i czarnych białkach. Wygląda jak Paradoks, lecz wyprany z kolorów. To te same rysy. Zupełnie jakby magiczna, nierealna postać stanęła przed nim. Poruszył się całkiem bezszelestnie. Alex nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, że Przypadek wstał z łóżka i podszedł tak blisko. Czarne włosy, zmechacone i potargane częściowo wpadały mu na twarz, lecz większość jednak uciekała na ramiona i lała się dalej, po wątłych plecach.
To na pewno nie jest człowiek - Alex zdał sobie z tego sprawę. Ta myśl co chwilę wracała, utrwalając się w jego pamięci raz na zawsze.
I te uszy. Długie, smukłe uszy, odstawały na boki, jakby skierowane na Alexandra.
Nogi młodego Dergradusa niemal się ugięły w kolanach, toteż pozwolił sobie usiąść na stołku. Przełknął ślinę. Bał się go. Naprawdę. Nawet nie próbował tego ukrywać jedyne co próbował zrobić w tym momencie to pozostać przy zdrowych zmysłach i nie wpaść w panikę. Rozsądek próbował krzyczeć w jego głowie, by uciekał i nigdy nie wracał. Przecież tu jest bariera, nic mi nie zrobi - mówił sobie w myślach, by się uspokoić - nie podejdzie bliżej.
W końcu odetchnął, gdy zauważył, że Przypadek tylko się w niego wpatruje. Nie wyglądał na agresywnego, przynajmniej nie rzucał się na barierę.
- Nie wierzę własnym oczom - nekromanta zaczął chrapliwym głosem. Starym, zniszczonym od alkoholu, tytoniu i nadużywania go przez lata - czy to nie najmłodszy syn z rodu Dergradus? Alexander.
- Znasz mnie?
- Kto by cię nie znał, chłopcze? Jesteś tak podobny do Olafa, że tylko ślepy by was nie rozróżnił. Głos masz łagodniejszy. Z czasem pewnie się to zmieni. Ile masz teraz lat? - zapytał z ciekawości. Przekręcił lekko głowę, niczym zaciekawione zwierzę. Grzywka odsłoniła jego krwiste oczy o okrągłych, rozszerzonych przez ciemność źrenicach.
Odsunął się trochę od bariery. Wyprostował się na chwilę. Wtedy Alex mógł zobaczyć jak wielki jest naprawdę. Dałby mu przynajmniej dwa metry. Lecz Przypadek odsunął się trochę od bariery i usiadł na wilgotnej posadzce. Skrzyżował nogi, łokcie oparł luźno na kolanach. Spoglądał na Alexandra z dołu, jak gdyby chciał mu pokazać, że nie ma złych zamiarów.
- Znałeś mojego ojca?
- Był to wspaniały mag i mam nadzieję, że równie wspaniały ojciec. Przykro mi, że tak potoczyły się jego losy. Nie zasłużył na śmierć. A już na pewno nie tak wczesną i głupią - Przypadek pokręcił głową. Alex nie wiedział co powiedzieć. Za dużo pytań miał teraz w głowie. Czy to znaczy, że Przypadek wie jak zmarł jego ojciec? Może był przy tym? - Znacznie różnił się od jego ojca, Hogana, czy też Mede. Słyszałeś o Mede?
- Z imienia - Alex odpowiedział niepewnie. Nie wiedział, czy powinien wdawać się w tę dyskusję. A raczej w ten monolog, gdyż to Przypadek w głównej mierze zdawał się opowiadać o wszystkim.
- Mortimede vel Dergradus, znany dla przyjaciół jako Mede, był pierwszym w historii nudziarzem - Przypadek wyznał odważnie. Alex nawet nie potrafił tego skomentować. Żadne słowa nie chciały przejść przez gardło - Jak widzisz, zanim objął władzę, nekromancja nie znajdowała się na liście magii zakazanej. Właściwie, magia zakazana nie istniała - kącik ust drgnął w górę, po czym kontynuował, wysilając dawno nieużywany głos - stanowiła po prostu temat tabu, mało kto mówił o nekromancji, ale też mało kto się nią interesował. A potem zjawił się on. Z początku to uznawał, nie widział w tym nic złego. Do czasu. Jak myślisz, co się stało? - Podparł głowę niewielką, smukłą dłonią. Na palcach miał stare blizny, zapewne po korzystaniu z łuku.
- Nie wiem.
- To historia twojego rodu. Historia Iglic, magów, nekromancji. Nie dziwię się jednak, że nie wiesz. To coś, co tacy jak ty, a raczej twoi przodkowie, usilnie próbują zataić. Ale my, nekromanci, pamiętamy - mówił. Coraz bardziej intrygował Alexandra. Mówił tak, jakby chciał mu coś przekazać. Jakąś zakazaną informację. Tylko dlaczego? Dlaczego biła od niego ojcowska miłość, zamiast śmiercionośnej nienawiści? Alex coraz bardziej rozumiał dlaczego Hedra darzył Przypadka szacunkiem. Patrząc na niego, widział osobę. Bardzo inteligentną i obeznaną. W dodatku niezwykle potężną. Lecz to nie jest zwykły człowiek. To ktoś zupełnie ponad to.
- Co się zmieniło? - Alex spytał cicho. Nikt nigdy nie mówił mu o tym, że nekromancja swego czasu stanowiła coś normalnego.
- Wszystko zmieniła śmierć jego żony. Zmarła przy porodzie, wydając na świat syna o fioletowych oczach. Pamiętasz co się stało z twoją babką, matką Olafa?
- Zmarła przy porodzie.
- Wydając na świat syna o fioletowych oczach - Przypadek dokończył - czyż nie to samo spotkało twoją matkę, Emilię?
- To samo - Alex teraz zauważył pewną zgodność.
- Wiesz jaki kolor oczu miał Mortimede?
- Fioletowy? - zgadywał. Bez reszty dał mu się porwać w tę konwersację. Nawet nie zauważył kiedy to tak łatwo przyszło. Głos Przypadka bardzo uspokajał.
- Brązowy - wyznał nekromanta - Fioletowy kolor oczu oznacza pewnego rodzaju mutację. Sugeruje, że ciało powstało dzięki ingerencji magii. Mówiąc prościej, że jest sztucznie stworzonym homunkulusem.
Serce w klatce piersiowej Alexa niemal przestało bić. Zaparło mu dech w piersiach. Zacisnął zęby. Musiał przypomnieć sobie jak się oddycha. Pokręcił lekko głową, chcąc temu zaprzeczyć. Czuł jednak, że nie może. Tkwiło w tym coś, co mówiło mu, że to prawda. Nie widział nigdy nikogo o fioletowych oczach. Myślał, że to przypadłość jego rodu, jednakże przypomniał sobie twarze pozostałych z rodziny. Zarówno Dergradus w Srebrnej Iglicy, jak i Złotej, posiadali brązowe oczy. Skąd nagle miałoby się to tak drastycznie zmienić? To oczywiste. Jedynie dzięki magii. Silnej magii.
- Jak myślisz, co się stanie z kobietą, którą poślubisz? – Przypadek odważnie kontynuował temat – Będzie nosić twoje dziecko w swoim łonie. Łatwo byłoby ci skazać na śmierć ukochaną, nie wiedząc jaka czeka ją przyszłość u twego boku. Umarłaby, tak jak każda inna, której przyszło na świat wydać fioletowookiego Dergradusa. Dziecko by ją zabiło. Tak jak ty, Alexandrze, zabiłeś swoją matkę – na trójkątnej twarzy zjawił się uśmiech, odsłaniający ostre kły, niewiele dłuższe od reszty zębów. Namalował nim ironię sytuacji.
- Nie zabiłem swojej matki, nekromanto – zaakcentował ostatnie słowo. Nigdy tego nie robił, a teraz, gdy narastały w nim nerwy, dał się trochę ponieść emocjom – Dziecko nie jest niczemu winne. Nie uda ci się zmącić mojego umysłu, Przypadek – niemalże warknął. Temat jego rodziców zawsze pozostawał dla niego bardzo bolesny.
- Oczywiście, że nie – wzruszył ramionami, jakby mu na tym nawet nie zależało – Ty sam to zrobisz. Jesteś swoim największym przyjacielem, ale też i największym wrogiem. Nie zapominaj o tym – pochylił się lekko do przodu, mrużąc wielkie, czerwone oczy – A może dojdziesz dalej niż twoi przodkowie – zachrypiał, gdy próbował się zaśmiać. Odkaszlnął i popukał się lekko w pierś. Następnie wziął głębszy oddech – Nie mówię, że masz się o coś obwiniać. W końcu nie miałeś na nic wpływu. Ledwo co stanąłeś na nogi o własnych siłach. Ile teraz masz lat? Szesnaście?
- Tak - odparł niechętnie. Dziwił się, że Przypadek tak dobrze zna jego ród. Tylko dlaczego? Czy miał z nimi coś wspólnego? Czy może po prostu legendarny nekromanta zna swoich przeciwników? Może nawet jedno i drugie.
- Wróćmy jednak do Mede – odchylił się do tyłu, wyprostował plecy. Odgarnął włosy z czoła, zbierając wszystkie ręką do tyłu – Twój pradziad to zachłanny typ. Chciał coraz więcej i więcej. Chciwość to cecha ludzka. Chciał potęgi. Co gorsza, nie dla siebie, ale dla swojego potomka – Uniósł lekko lewą brew – Zawarł pakt z nekromantą. Zgadniesz którym?
Alex patrzył na niego. Jego z pozoru puste oczy, nabrały barw lęku. Jedno słowo cisnęło mu się na myśl. Odbijało się po jego głowie jak szalone. Niszczyciel. Nie potrafił nawet wypowiedzieć teraz tego słowa. Wraz z nim zawsze powracał nieustający, kłujący ból w sercu. Jakby ktoś na nowo wbijał w nie szpilę. Pokręcił głową, by dać mu znać, że nie wie. Albo po prostu, by nie zgadywać w ciemno.
- Przypadek – z ust nekromanty padło własne miano. Wypowiedział je z ogromną dumą. Jakby rozkoszował się brzmieniem tego słowa – Poprosił mnie, by jego żona urodziła syna. Potężniejszego niż wszyscy. Poprosił o kilka zmian w jego nienarodzonym jeszcze dziecku. Miał otrzymać więcej pokładów many do wykorzystania, więcej siły, zwinności… Chciał stworzyć doskonałego maga. Ostrzegałem go, że cena będzie wysoka, ale on tylko spytał, czy spełnię jego prośbę. Gdy potwierdziłem, chciał coraz więcej. Zapragnął, by każdy z jego potomków miał syna o takich samych umiejętnościach. Ucieszył się, słysząc, że każdy kolejny z jego przodków będzie coraz potężniejszy. Nie chciał słuchać, że cena wzrośnie. Nie chciał nawet poznać tej ceny. Zignorował moje ostrzeżenie – zwiesił na chwilę głowę, wyglądał na smutnego. Wyglądało to tak, jakby żałował. Że gdyby ktoś dał mu szansę zawrócić czas, nie przystałby na szaloną prośbę Mede. Lecz wtedy się zgodził.
- Dlaczego mam ci w to wszystko wierzyć? – Alex zapytał cicho, jakby bezradnie. Czuł jak słowa nekromanty go wypełniają. Ukazują mu jego własne życie od zupełnie innej strony. Tej prawdziwej. Zawsze czuł się inaczej niż pozostali magowie, jednak sądził, że to przez jego status. Zwalał zawsze winę na swoje wysokie nazwisko. Popatrzył na swoją dłoń. Spojrzeniem wodził po liniach papilarnych. W niczym nie różniła się ona od ludzkich. Osunął się po ścianie i również przysiadł na wilgotnej posadzce. Czuł się w rozsypce, choć sam nie wiedział dlaczego. Przecież Przypadek może kłamać.
- Nie musisz w to wierzyć. Daje ci informację, której nikt inny ci wcześniej nie dał. Popartej faktami, które możesz na upartego nazwać niefortunnym zbiegiem okoliczności - zaśmiał się mówiąc to - nikt jednak nie może wybrać za ciebie. To twój wybór. Twoje decyzje, w co wierzysz, a w co nie. Może nawet nie decyzje, a po prostu uczucia. Wiem, że nie ma ich w tobie zbyt wiele.
- Ceną za takiego potomka… Jest śmierć ukochanej? – Alex zapytał cicho.
- Chciwość jest grzechem. Za grzechy trzeba zapłacić. A dług jaki on zaciągnął poprzez swoją chciwość jest niemalże nie do spłacenia. Niemalże… - spojrzał na Alexandra bardzo ciepło. Jakby wiązał z nim pewne nadzieje.
- Wiedziałeś, że to zabije niewinną kobietę? – zapytał żółtowłosy, a na jego twarz wdzierało się coraz więcej smutku.
- I tak, i nie. Życie za życie. To prastara reguła. Miałem nadzieję, że narodziny Hogana uśmiercą tego chciwca, Mede. Jednakże Moja Pani zdecydowała inaczej.
- Twoja Pani? – zwrócił na to uwagę. Przeszył go lodowaty dreszcz na samo to wspomnienie. Kim mogła być pani tak silnego nekromanty?
- Drete. Jednooka, Czarna Pani, Miłująca ciszę… Bogini Śmierci – wyznał z należytym jej szacunkiem – Jednak co znaczą dla ciebie moje słowa, Alexandrze? Jestem tylko więźniem pośród złotych murów. Plugawym nekromantą, który nie zna dobra.
- Nie jesteś tylko nekromantą, prawda? Widziałem takich jak ty – wyznał cichutko. Ale długie uszy Przypadka to wychwyciły. Od razu wyłapał jego szept.
- Gdzie?
- Na ścianach w Sali Narad. Na wielkim witrażu przedstawiającym Paradoks. Czym ty… wy? Jesteście? – zacisnął dłonie na nogawkach. Niemal poczuł jak wbija swoje własne paznokcie w kolana.
Przypadek tylko się uśmiechnął nostalgicznie. Milczał. Tak jak wcześniej wypowiadał słowa niczym otwarta księga, tak teraz zamknął wszystkie stronice w swych ustach. Chłopiec zrozumiał to, co chciał przez to powiedzieć. Ma szukać odpowiedzi na swoje własne pytanie. Ale nie u niego. Sam musi do tego dojść. I z pewnością dojdzie.
- Powiesz mi coś, Alex? – zapytał z uśmiechem, coraz szerzej występującym na jego twarzy – Gdybyś miał możliwość zwrócenia życia Olafowi, zrobiłbyś to?
Szpila w sercu Alexandra przeszyła je na wylot. Zaczęło krwawić. To był ból nie do opisania. Całym sobą chciał powiedzieć, że tak. Że zwróciłby mu życie. Niemalże wypowiedziałby tak nie przemyślaną decyzję. Lecz uśmiech nekromanty wskazywał, że tylko na to czeka. Brak odpowiedzi tylko utrwalił go w przekonaniach.
- Widzisz? Jesteś jednym z nas. Jesteś taki sam jak Przypadek, jak Fauxe, Sil, Biały Kruk, którzy są tu z nami. Jesteś jak Xareth, nasze Słoneczko czy też Kain – mówił nieprzerwanie.
- Nie wspomniałeś o Niszczycielu… - zauważył Alex. Obawiał się, że zostanie do niego porównany. Z drugiej strony zdziwił się, że Przypadek o nim nawet nie zamierzał wspomnieć. Na te słowo nekromanta wręcz przybrał zdziwiony wyraz twarzy. Uszy uniosły się lekko do góry, by spotęgować efekt.
- Nigdy nie będziesz taki jak on. Nikt nigdy nie będzie taki, jak on – pokręcił głową. To tylko dało Alexowi znać, że Przypadek miał z nim wcześniej do czynienia. Nawet to, że znają się bardzo dobrze. Co również burzyło pogląd wpajany przez magów. Twierdzono zawsze, że nekromanci nie znoszą się wzajemnie. Że mordują się nawzajem, nie potrafiąc nawiązać jakichkolwiek wyższych relacji między sobą. Tym bardziej bliższych – Nekromanci są jak gałęzie. Im więcej, tym lepiej. Niszczyciel jest niczym pająk - Przypadek przeszedł palcami po swoim udzie aż do kolana, imitując wspinającego się pająka - lecz kim on by był bez pajęczyny? Widzisz, każdy nekromanta dopuścił się wielu złych rzeczy, to oczywiste. Tylko dlaczego wielu z nich jest błędnie sądzonych?
- Siedzisz tu przez to, że zabiłeś Vitolda.
Śmiech. Po jego celi rozniósł się śmiech. Zupełnie jakby usłyszał dobry żart. Schował twarz w dłoni z zażenowania tym, co powiedział Alex. Chichotał jeszcze przez chwilę. Uspokoił się głębszym wdechem. Wypuścił powoli powietrze z płuc.
- Magowie kompletnie nic nie wiedzą. Żyją w tych swoich białych murach, noszą te swoje białe mundury i całą prawdę zakrywają grubą warstwą białej farby. Jednak biel ma to do siebie, że z czasem robi się żółta.
- A żółć to kolor nekromantów… - zauważył chłopiec, choć sceptycznie podchodził do tego, by porównywać ich sytuację do farby na ścianach. Wzruszył ramionami, nie wiedząc jak wyrazić swój stosunek do zaistniałej sytuacji. Dziwnie czuł się podczas tej rozmowy. Wywoływała wiele wspomnień, zmuszała go do myślenia, pozostawiała niedosyt informacji. Już wiedział, że jak tylko wyjdzie z tej celi, uda się do najbliższej biblioteki, spróbuje znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Cieszył się, że w jego podróży uczestniczy Danys, jakby nie patrzeć, ten Naryjczyk znał wiele tytułów, w których może kryć się to, czego właśnie szuka – Sugerujesz, że na starość magowie stają się nekromantami?
- Rozkwitają, by pokazać piękne, białe lub żółte kwiaty. Mam ostatnie pytanie, Alexandrze – podniósł się z ziemi. Teraz to on patrzył na chłopca z góry. Wysoki, a jego postać w bladym świetle prezentowała się upiornie. W poszarpanej szacie więziennej, jego smukłe ciało wyglądało nieludzko pięknie. Delikatnie. Jakby można je skruszyć w uścisku. Wątłe ciało z pewnością potrafiło przekroczyć własne ograniczenia. Dergradus mógł mu się przyjrzeć w całej jego okazałości.
Drobna głowa o napuszonych, czarnych włosach. Trójkątna twarz o niebywałych rysach. Odstające na boki uszy. Drobna szyja bez wyraźnie zarysowanej grdyki, bardziej jak u kobiet niż mężczyzn. Wąskie barki przyozdobione wyraźnie zarysowanymi obojczykami. Szczupłe ramiona o delikatnych kościach, kruchych nadgarstkach i długich palcach zakończonych zaostrzonymi, czarnymi paznokciami. Smukła talia, delikatnie zarysowane biodra poprzez kości miednicowe, a nogi tak szczupłe, że jego kostki można by objąć jedną dłonią. Ale to nie wszystko. Oczy chłopca dopatrzyły się jeszcze jednego, istotnego szczegółu. To ogon? – zauważył długą, wąską kończynę, pokrytą skórą i nieśmiałymi włoskami jak na ramionach, zakończoną włosiem jak u lwów. To z pewnością ogon.
- Wierzysz w bogów?
- Nie - powiedział bez zastanowienia. Czarnowłosy oparł dłoń o niewidzialną, magiczną barierę jak o szybę. Alex w tej chwili wstał. Nie czuł się już tak bezpiecznie.
- Nie ma ich tam, gdzie są niechciani - Przypadek pokręcił głową. Wyglądał tak, jakby owładnęła nim nostalgia.
Chłopiec poprawił kołnierz swojego munduru. Przełknął ślinę. Zrozumiał, że nie uzyska od niego odpowiedzi na swoje pytania. Dostarczył mu ich znacznie więcej niż miał na początku. Jedna z odpowiedzi na nurtujące go pytanie cisnęła mu się na myśl. Przypomniał sobie zakreślone w kółko słowo „Lesei” na dokumentach generała. Nie wiedział dlaczego i czy słusznie, ale tym słowem właśnie nazwałby tego nekromantę. Tę istotę, którą przed sobą widzi. Humanoida o długich uszach, ogonie i ciele tak drobnym, że aż strach go dotknąć. Mógł być wytworem wyobraźni, ciałem stworzonym sztucznie dzięki czarnej magii. Ale co jeśli nie? Co jeśli jest prawdziwe? Co jeśli to właśnie taki przyszedł na świat? Te twarze w Sali Narad są takie same jak jego. Co jeśli to nie jest szalona wizja artysty, tylko odzwierciedlenie tych pięknych istot? Co jeśli postać, którą Alex nazwał Paradoksem, naprawdę niegdyś istniała?
- Czego ode mnie chcesz? – Alex wyszeptał cicho. Zaczynał wierzyć, że nie spotkali się tutaj przypadkowo. Oni musieli stanąć na swej drodze. Właśnie teraz. To było im pisane.
- Czemu pytasz?
- Głupio to zabrzmi, ale… to nie przypadek, że się spotkaliśmy – spojrzał prosto w czerwone oczy nekromanty. Nie rozumiał tego, co w nich zobaczył. To co się w nich kryło go przerastało. Śmierć łączyła się z życiem. Ciepło obejmowało chłód. Troska wspierała niefrasobliwość. Miłość kłóciła się z nienawiścią.
- Ależ… - zaczął, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Obnażył zęby. Położył drugą dłoń do bariery. Wyglądał tak, jakby zaraz mógł ją zbić, jak taflę szkła. Zacisnął ją w pięść. Uderzył mocno w pole magiczne. Rozniósł się głuchy huk. Bariera stała się widzialna w miejscu uderzenia. Wyładowania magiczne tworzyły pajęczyny o zielono-błękitnych barwach. – To właśnie przypadek rządzi życiem! – zawołał upiornie, po czym naszedł salwą śmiechu.
Jest szalony. – Alex teraz czuł to wyraźnie. Strach wrócił. Czuł, że ta bariera, choć Sijiya zapewniał o jej trwałości, w ogóle go tutaj nie trzyma. Gdy uderzył w nią po raz kolejny, pajęczyny naszły agresywną żółcią. Kolor nekromantów. Rozeszły się na całą szerokość celi. Bił w barierę jak furiat. Nie mógł przestać się śmiać. Alex czym prędzej zerwał się na nogi i uciekł z jego celi. Zamknął za sobą ciężkie drzwi, trzaskając nimi głośno. Bał się. Naprawdę się bał. Dotarło do niego jak potężny nekromanta kryje się w tym lochu. Nie wierzył, że go pojmano. To niemożliwe, by dali radę. Bariera powinna zneutralizować wszelkie pokłady magiczne w jego ciele, powinien być wręcz nie do wyczucia. A to, co Alexander czuł, to potęga. Ogromna potęga, która sprawiała, że tracił własne siły. Zupełnie jakby mu je odbierał.
Sijiya pojawił się bardzo szybko, jak tylko usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Zakluczył je magicznie, dodatkowo okrył Alexa swoim mundurem i czym prędzej wyprowadził go z tamtego piętra. Po raz pierwszy widział go w takim stanie. Chłopiec posiniał wręcz, zupełnie jakby jego skóra stała się przezroczysta. Oczy miał szeroko otwarte, wargę skaleczoną od zaciśniętych zębów. Drżał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz