Trzech Mistrzów

 Sylvan tylko siedział wpatrzony w okno. Jego ciepłe, brązowe oczy spoglądały na oblicze lasu i zrujnowany mur Białej Iglicy. Ściana pękła na całej wysokości, zapadła się, stworzyła wyrwę, którą teraz paru magów próbowało załatać magią. Jeden architekt lepszy od drugiego. 

Wszyscy odczuwali skutki tego, co się stało. Cała Iglica została zalana, a Arvach nie kwapił się, by to wszystko posprzątać. Jak stwierdził, Iglicę obronił, ale sprzątanie po walce nie jest zawarte w jego kontrakcie, toteż nie zamierza kiwnąć palcem. 


Gatra vel Dergradus sprawdzała co chwilę, czy wszyscy są cali. Jest najlepszym medykiem ze Srebrnej Iglicy, kolejki do niej stawiały się ogromne. Lecz priorytet miał teraz Sylvan. Odmawiał jedzenia, mało pił, od tamtej pory nie odezwał się ani słowem.

Alexander próbował przy nim być. Przychodził do niego, siadał obok, zostawiał mu ciepłą herbatę i kawę. Ale sam nie potrafił nic powiedzieć. Gdy zamykał oczy, miał wrażenie, że wszystko płonie. Wiele razy próbował też cofnąć czas, patrzył na zegarek, ale nic się nie działo. Jak gdyby nie mógł.


- Mistrzu - Tarda zaczepił go, gdy wracał od Sylvana do swojego biura. Obrzydliwy człowiek, ale miał rację. Hedra naprawdę był zdolny obrócić się przeciwko nim. Wystarczyło tak niewiele. A może aż zbyt wiele.

Lawendowe oczy Alexandra zwróciły się na niego, lecz z jego ust nie wydostały się żadne słowa. Musi przyzwyczaić się do nowego tytułu. Informacja o jego awansie się rozeszła po Iglicy, ale nikt nie zamierzał tego celebrować. Nie po tym, co tu się stało.

Sala Narad została zamknięta do odwołania. Wszystko zostało pokryte lodem. Jeśli tylko spróbują go usunąć, cała konstrukcja grozi zawaleniem.

Jak tylko załatają mur, przejdą do napraw tej komnaty.

- Przyszło tak wiele raportów i listów… - Tarda próbował najmilej jak potrafi. Nie chciał mu się narzucać, nie teraz, gdy każdy z nich odczuwał ten dziwny niepokój.

- Przejrzę je.

- Wrócił też oddział Azaraina.

- Azarain wrócil? - Alex przez chwilę wierzył, że choć jedna dobra wiadomość tego dnia go uratuje. Lecz Tarda milczał. Nie miał dobrych wieści.


Póki co, Alexander nadal korzystał z poprzedniego biura, tak naprawdę nie chciał się stamtąd już ruszać. Lubił ten widok, a i sam nie wiedział, czy dałby radę siedzieć przy biurku, przy którym niegdyś siedział jego ojciec.

Zobaczył na biurku raporty. Usiadł i zajął się czytaniem.


Nie znaleziono Reenievarie. Nie wiadomo co się z nim stało, gdzie się znajduje, dokąd się udał. Trop się całkowicie urwał jak tylko znaleziono ciało Hedry Sijiyi.

- Czytałeś je już? - Alex spytał. Tarda tylko potaknął twierdząco i pozwolił sobie usiąść na przeciwko niego. Jak bardzo nie chciał z nim mieć nic wspólnego, tak teraz to jedyna osoba, która myśli trzeźwo.

Arcymag zamknął się na swoim piętrze, Sylvan się nie odzywa, Gatra ma pełne ręce roboty, a jego uczniowie nie powinni się mieszać do takich spraw. Arvach jasno stwierdził, że te sprawy go nie dotyczą i zajął się szukaniem swojego kota, który gdzieś uciekł, z kolei Maximus Navara musiał teraz znajdować się w okolicy wyrwy w murze, na wypadek ataku nekromantów. Taki dostał rozkaz od jednego z radnych i nie zamierzał się kłócić.

- Czterech magów zabitych. - Tarda potaknął cicho.

- Rana kłuta prosto w tchawicę, własnym mieczem. Oraz trzech spalonych nieznaną magią. - Alex podsumował to, co przeczytał.

- Podejrzewam, że to jeden z nekromantów, z którym Sijiya mógł współpracować.

- Aż trudno w to uwierzyć, ale możesz mieć rację - Alex musiał się z nim zgodzić. To wszystko było zbyt podejrzane. Hedra był cudowną osobą, ale wiele też ukrywał. - Tylko czemu zostawili ciało Hedry?

- Przestał im być potrzebny, tak myślę - Tarda oparł się wygodniej. Żal mu Alexa. Tak wiele przeżył w tak młodym wieku. Chciał go przytulić, dotknąć, pokazać mu, że nie ma się czym martwić… ale teraz, gdy Alex ma tytuł Mistrza Magii, nie może sobie na nic pozwolić. Jeden zły ruch i Tarda straci głowę.

- Musimy znaleźć Reenievarie, za wszelką cenę - Alex dodał i sięgnął kolejny z raportów, ale usłyszał pukanie. - Wejść.


Do środka weszła kobieta. Tak myślał. Tarda od razu wyszedł, jakby wiedział, że nie powinno go być podczas tej rozmowy.

Normalnego wzrostu, szczupła, ściśnięta ciasno mundurem na piersiach, by je ukryć. Na rękach nosiła grubsze rękawiczki, aby jej dłonie wyglądały na masywniejsze, zaś blond włosy, miejscami wciąż brudne od sadzy, nosiła krótko ścięte, jak chłopak.

Oczy zmęczone tylko spojrzały na Alexandra, a potem na krzesło. Nie czekała na pozwolenie, zwyczajnie usiadła, oparła łokcie na biurku i zwiesiła głowę w dół.

- Ty jesteś… Vassa vel Volance? - Alexander zapytał, by się upewnić. Kojarzył ją z oddziału Azaraina.

- Posługuję się imieniem Rikkus. Jestem… byłem z piątego oddziału - wyznał, chciał by zwracano się do niego jak do chłopaka. Alex przez chwilę zwątpił, gdyż nie wiedział jak się zachować, ale zrozumiał. Wiele kobiet ukrywa się pod męskim wizerunkiem, lecz niewiele z nich zmienia przy tym imię. Domyślił się, że to coś innego i wolał po prostu zrobić to, o co prosił.

- Co się stało? - Alex złagodniał. Widział, że to coś, o czym nie jest łatwo mówić.

- Wszyscy nie żyją.

- Co…?

Rikkus wtem sięgnął do wszystkich nieśmiertelników, które nosił na szyi. Wszystkie siedem, włącznie ze swoim.

- Dowódca piątego oddziału Gorme vel Reste, Colton Smaj, Irwin vel Reste, Artur Bland, Jaymes Devone i Zola Trell… Walczyli do samego końca.

Alex patrzył na te nieśmiertelniki na swoim biurku. Na niektórych jeszcze widniała sadza i ślady krwi. Te wszystkie osoby, które wymieniła, nie żyją.

- Cały oddział…?

- Szukałem Azaraina. Naprawdę, szukałem. Jak ja mam bez niego żyć? - głos mu się załamał. Głowę cały czas trzymał zwieszoną, by Alex nie widział jak do oczu napłynęły mu łzy. Nie potrafił ich powstrzymać. - Nie znalazłem. Ani Azaraina. Ani śladu po nim. Wszędzie leżały tylko spalone szczątki, których… nie potrafiłem dotknąć.

Alexander miał wiele pytań, ale w tym momencie wolał pozostać cicho. To nie czas na pytania. Nie gdy człowiek przy jego biurku ledwo się trzyma.

- Było ze mną kilku rannych rycerzy. Zamkneliśmy się w jednym z domów. Gdy zobaczyłem co się dzieje na zewnątrz ja… Zamurowałem wszystkie okna i drzwi. Nie wiem jak długo tam byliśmy zamknięci, ale gdy wyszliśmy oni wszyscy… Całe miasto! Ono tonęło w ogniu! Znaleźliśmy tylko Dziecko Słońca, które walczyło pod rozkazami cesarstwa, ale jego stan jest tragiczny. Posłaliśmy go do medyków, którzy zostali w Halgate. Nie powinienem wracać tutaj bez rozkazu, ale ja…

- Dobrze zrobiłeś - Alex sięgnął do jego dłoni. Wziął ją w obie ręce. - Spróbuj odpocząć. Potrzebujesz tego.

- Nie potrafię. Za każdym razem przypomina mi się twarz tego ich przeklętego szamana. I ogień. Morze ognia, które zalało całe miasto. Freyamire jest puste. Nie przeżył nikt. Zupełnie.


Alex poprosił Tardę, by odprowadził Rikkusa do jego komnat. Sam nie wierzył, że taki rozkaz przeszedł mu przez gardło, ale na szczęście Rikkus wygląda na kogoś, kto nie jest w jego typie.


Ten dzień zapowiadał się źle, a miał być jeszcze gorszy.

W południe Alex poszedł sprawdzić jak trwają prace na murze - a raczej chciał po prostu zobaczyć przyjazną twarz. Maximus powstrzymał się od wszelkich komentarzy, by nie dobijać młodego Mistrza Magii.

- Jak wam idzie? - Alexander zapytał cicho. Stał tak z kapturem naciągniętym na głowę, gdyż powoli zaczynał padać śnieg.

- Powoli. Stara magia nie jest łatwa do odtworzenia, jeden zły ruch i wszystko wybuchnie. Dlatego mam tu stać. Na wypadek takiego wybuchu. Nie wiem tylko czy oni zdają sobie sprawę z tego, że skoro tu jestem to większość ich zaklęć nie będzie działać jak należy. - Max wzruszył ramionami, po czym skupił całą uwagę na Alexandrze - Słyszałem o złych wieściach ze wschodu, szybko się rozchodzą.

- Azarain to twój przyjaciel… myślisz, że nie żyje? - spytał wprost.

Maximus na to pytanie się tylko ciepło uśmiechnął. Wręcz zachichotał bezradnie.

- To mój przyjaciel. Ja wiem, że on żyje.

Może to złudna nadzieja, może silna wiara. Albo ogromne zaufanie. Sam nie wiedział jak to nazwać. On nigdy nie czuł czegoś takiego. Gdyby ktoś mu powiedział o śmierci Maxa, Sylvana czy innych - zwyczajnie by w to uwierzył. Nie kwestionowałby tych informacji. Oczywiście trudno mu przewidzieć jak naprawdę by się zachował, ale czuł, że nie żywiłby się bolesną nadzieją.


- Mistrzu, list! - młoda dziewczyna podbiegła. Wręczyła Alexowi zapieczętowany list. Nie zna tej pieczęci. Miał złe przeczucia. Zdarł ją czym prędzej, pozwolił dziewczynie odejść i zaczął czytać jego treść.

Aż pobladł.


Z przykrością przyszło mi Was poinformować, że Thanerod vel Dergradus został zamordowany. Jego ciało znaleziono nad ranem w jego komnatach, śledztwo w tej sprawie prowadzi nasz nowy Mistrz Łowców, Tristan Raike. Podejrzewamy, że sprawcą jest nekromanta zwany C. Jak tylko dowiemy się czegoś więcej w tej sprawie, niezwłocznie Was o tym poinformuję.


Z wyrazami szacunku, 

Otello Cannova.


- O kurwa - Max aż westchnął, zaglądał Alexowi przez ramię gdy ten czytał. Młody Dergradus już nic nie rozumiał.

Dergradus, nowy kandydat do otrzymania tytułu Mistrza Magii Złotej Iglicy, zamordowany? We własnych komnatach? Przez nekromantę? To brzmiało jak coś, co nie mogło się wydarzyć. Nie teraz.

- Ja… chyba muszę powiedzieć o tym arcymagowi - wyznał niepewnie. Hogan nie chciał nikogo widzieć, ale takie wieści nie mogą zostać odłożone na później.

- Pójdę z tobą - Max zapewnił. Kazał architektom zrobić sobie przerwę dopóki nie wróci. Choć nie sądził, by dziś jeszcze wrócił pod mury.



Hogan vel Dergradus nie chciał mieć gości, ale jak usłyszał przez drzwi głos Alexandra, który twierdził, że to coś niezwykle istotnego, zgodził się by z nim pomówić. Maximus jednakże musiał pozostać za drzwiami.

Nie chciał też, by Alex wchodził głębiej do jego komnat i zwyczajnie zamierzał rozmawiać z nim w pustym holu, na stojąco, nie oferując nic do picia, jak gdyby czekał tylko na to, co ma mu do powiedzenia. Zamiast słów jednak otrzymał list do rąk własnych. Od razu rozpoznał pieczęć, pomimo tego, że została wcześniej przerwana.

- Cannova? Czego chce? - spytał, lecz zaraz po tym jego oczy zaczęły wodzić za skośnymi literkami. - Nie wierzę… Thanerod nie żyje?

- Złota Iglica jest obecnie pod opieką Radnych oraz pułkownika Thres Coizon. Co powinniśmy… 

- Chciałeś być Mistrzem Magii. Wymyśl co teraz - warknął Hogan - no? Powiedz! Co teraz?! W Złotej Iglicy nie ma nikogo, komu można powierzyć tytuł Mistrza Magii! Nikogo! Leil się nie nadaje, Neva przepadła bez śladu, a Sylvan?! Widziałeś go! Żywy trup!

Alex nienawidził momentów, w których jego dziad się unosił. Choć nigdy nie podniósł na niego ręki, zawsze się czuł tak, jakby zaraz miał to uczynić.

- Na co czekasz?! Wymyśl coś!

Chwycił Alexandra za gardło, pchnął go na ścianę, przyszpilił do niej. Chłopak nie wiedział co robić. Bronić się? Przecież to sam arcymag! Ulec? Przecież on może go tu nawet zabić w tym swoim szaleństwie.

- Gadaj, kurwo!

- Przes…tań! - Alex zaczął się wyrywać. Szarpali się, lecz Hogan okazał się dużo silniejszy niż wygląda. Czy używał zaklęć? Czy to po prostu potęga najsilniejszego z magów w Białej Iglicy? 

Dusił go.

- Arc… Dzi… Hog-an! - młody Dergradus próbował się bronić rękoma i nogami, ale zaczynało brakować mu powietrza. Umrze?


Drzwi aż wyszły z zawiasów. Runęły z hukiem. Maximus czym prędzej przedarł się do środka, chwycił arcymaga za jego parszywe dłonie, niemal zmiażdżył jego nadgarstki w swoich palcach. Hogan przywołał lśniący, srebrzysty bicz, lecz ten w jednej chwili wyparował. Przywoływał kolejne zaklęcia, ogniste, lodowe, nawet próbował zmienić ten korytarz na swoją korzyść, ale wszystkie z zaklęć znikały równie szybko co zdołał o nich pomyśleć. Maximus Navara schował Alexandra za swoimi plecami, trzymał ręce gotów do ataku. Wiedział co się święci.

Arcymag jak tylko zrozumiał, że nie wygra z antymagiem, tak rzucił się na niego z rękoma. Wściekły na to, że mu przeszkodził. Że się wkradł do jego komnat. Że obronił Alexandra. Młody Dergradus z trudem łapał każdy oddech. Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. Nic już nie rozumiał.

Lecz Maximus nie zamierzał ustąpić. Jak tylko widział pięść arcymaga, tak odbijał ją własną pięścią. Mocniej. Gdy Arcymag zamierzał go uderzyć od dołu, tak Maximus zamachnął się nogą, rozprostował ją i bez problemu kopnął arcymaga w głowę. Starzec zachwiał się na nogach, upadł na ziemię.

Max czym prędzej pomógł Alexowi się podnieść i zabrał go stamtąd, zostawiając ogłuszonego arcymaga na ziemi. Jego dotyk sprawiał, że Alexander nie mógł się na niczym skupić, kręciło mu się w głowie i nogi zaczęły mu się plątać.

- Chodź, Oluś, już niedaleko - zwyczajnie wziął go na ręce i zabrał go do najbezpieczniejszego miejsca w całej Iglicy.

Do biblioteki.


Niemal wyssał z niego całą energię, ale chłopak będzie żyć. Półprzytomny leżał u Arvacha na łóżku. Jego pościel pachniała świeżo, jakby dopiero co ją wyprał. Poduszkę miał chłodną, idealną do snu. Tylko, że przez to wszystko, Alex nie potrafił zasnąć. Choć zaciągnęli mu zasłony na okienko przy łóżku, by miał ciemniej, nie dał rady spać.

Przez uchylone drzwi do biblioteki słyszał głos Maximusa i Arvacha.

- Cannova napisał, że C zabił Thaneroda - Max zaczął. Siedzieli najpewniej przy stoliku, przy oknie.

- Bzdury. Pewnie Cannova sam go zabił. Nie osobiście, choć może? - Arvach zaczął się zastanawiać. - Wiesz jaki on jest, a raczej nie wiesz, bo nikt tego nie wie.

- Nie miałem okazji poznać jegomościa. Z drugiej strony, to też możliwe, że C to zrobił. Wiesz jaki on jest, a raczej nie wiesz, bo go zostawiłeś. - Max burknął w odpowiedzi.

Arvach zostawił C? O czym on mówi? Jednakże Arvach chwilę milczał, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Choć przez to, że Alex ich nie widział, równie dobrze mógł w tej chwili po prostu zaciągać się cygarem.

- Wydaje mi się, że nie chciałbyś się ze mną bawić w docinki - demon w końcu przemówił, nie drążąc poprzedniego tematu - mów dalej, co z tą informacją mam zrobić? Thaneroda widziałem raz… dwa… dwa razy w Białej Iglicy i ze cztery w Złotej, ale to nie czyni nas kolegami.

- Hogan chciał zabić Alexandra.

Znów nastała cisza. Alex wręcz mógł sobie wyobrazić demona w tym momencie. Jak ściąga brwi do dołu, jak rozgląda się na boki, jak gdyby przetwarzał tą wiadomość, by dobrze dobrać słowa do swojej odpowiedzi na tę informację. Ale milczał. Gdy milczy, to znaczy, że chce jeszcze trochę nowych wiadomości, by móc zastosować lepszą odpowiedź. Lecz to, co miał usłyszeć jedynie pogorszyło sprawę.

- Nie zrobił tego, bo kopnąłem go w głowę.

- Czy to go zabiłeś?

- Nie! - Max się bronił - Nie, myślę, że nie. Nie sprawdzałem i w sumie nie żałowałbym, ale nie. Nie to było moją intencją.

- Twoje kopnięcie jest chyba gorsze od końskiego. Przecież mogłeś mu złamać czaszkę, uszkodzić mózg, zabić… - Arvach wymieniał.

- Dobra, wiem! Ale co miałem zrobić? Patrzeć jak Oluś umiera? Potem wyleciał z łapami na mnie! Co miałem udawać, że jestem normalny i mnie to boli, po czym miałem się skulić i błagać o wybaczenie?

- Tak. Nie… - Arvach szybko zmienił zdanie, jak gdyby nie mógł skłamać. - Lepiej się módl, by nie pamiętał dzisiejszego zajścia.

- Wracając - Max próbował powrócić do pierwotnej myśli - wydaje mi się, że Oni chcą, aby to Sylvan przejął Iglicę.

- Po co by mieli? Ach… chyba, że… - zadumał na chwilę - Możesz mieć rację, Maximusie. Oni na pewno tego chcą.


Alex chciał podsłuchać więcej, ale nie mógł. Zasnął jak tylko rozmowa stała się cichsza. Z kolei obudził się bez butów, bez munduru. Z początku czuł się wspaniale, wtulony w świeżą pościel. Jednak jak tylko to do niego dotarło, tak spanikował, czym prędzej usiadł - przecież w mundurze ma zegarek!

Ale od razu go dostrzegł powieszonego na rączce u jednej z szafek meblościanki. Sięgnął do niego tylko, by sprawdzić, czy zegarek nadal tam jest, na szczęście był.

Czuł się tak dobrze, tak wyspany i wypoczęty, że zastanawiał się, czy to wszystko mu się przypadkiem nie przyśniło. Ten list, atak arcymaga, ta dziwna rozmowa między Arvachem i Maximusem - czy to wszystko naprawdę się zdarzyło? Jeśli nie, to co robiłby w łóżku Arvacha? Jego buty stały przy łóżku. 

Ubrał się, odświeżył w łazience - widział siniaka na swojej szyi. Zastanawiał się co z tym zrobić. Nawet jak zapnie mundur na ostatni guzik to i tak je widać. Jako Mistrz Magii, jak miałby to wyjaśnić? Tylko jedna osoba mogłaby podnieść na niego rękę bez żadnych konsekwencji. Arcymag. 

Biblioteka z początku wyglądała na pustą, lecz dostrzegł, że na czerwonej sofie ktoś leży. To Arvach. Przez Alexandra spał tutaj zamiast u siebie. Teraz nie wiedział czy powinien go obudzić czy też nie. Arvach jednakże jakby wyczuł jego obecność i powoli się podniósł. Jak tylko zobaczył potwornego siniaka na szyi Alexa tak czym prędzej zdjął swoją żółtą chustkę z szyi i bez słowa zawiązał ją młodemu Dergradusowi.

Demon nie bez powodu ją nosił. Jego szyja jest cała poparzona. Jakby zwęglona, niemal czarna. Tylko, że to nie wygląda na nowe rany. To nie sprawka Sijiyi. Tylko kto byłby w stanie poparzyć demona wody? Zwłaszcza tak potężnego jak on?

- Nie dziękuj - Arvach jakby wyczytał mu to z myśli - Max powiedział mi co się stało. Obecnie poszedł do Rikkusa, to tak jakbyś chciał go po coś.

- Powinienem mu podziękować. Chyba uratował mi życie…

- Ja już mu za to podziękowałem. Zrobił coś co leżało w moim zakresie obowiązków - Arvach wyjawił. Alex nie do końca zrozumiał o czym mówi. - Jak kiedyś przeczytasz kontrakt pomiędzy mną a Aethorem to zrozumiesz - machnął ręką. Chciał już sięgnąć po cygaro, ale zobaczył, że przy sobie nie ma ani jednego. Westchnął ciężko i wstał z sofy. Poszedł przeszukać biurko.

- I tak dziękuję.



Gatra nie spodziewała się, że zostanie wezwana do tego, by sprawdzić stan zdrowia arcymaga. Wszystko wyglądało tak, jakby ktoś próbował go zaatakować w jego własnych komnatach - wyważone drzwi, arcymag na podłodze, a obok niego list o tym, jak Thanerod został zamordowany w podobny sposób.

Po chwili spędzonej z arcymagiem doszła jednak do jednego, wstrząsającego wniosku - Hogan vel Dergradus stracił pamięć.

Mężczyzna nie potrafił odpowiedzieć na żadne pytanie, które mu zadała. Nie rozpoznał jej, nie wiedział jak się nazywa, co tu robi ani gdzie jest. Czym prędzej wezwała paru medyków, by mu pomagali na zmianę - chciała, by ktoś cały czas przy nim był. Chciała również, by ta informacja nie wyszła poza zaufany krąg osób toteż poprosiła Alexa i Tardę na osobności. Alexandra, gdyż jest Mistrzem Magii, oraz Tardę, gdyż stan arcymaga nie ukryje się przed nim za długo.

- On niczego nie pamięta - wyjawiła cicho.

- Jak to niczego? - Tarda nie dowierzał.

- Zupełnie. Nie wie kim jest. Miał pękniętą czaszkę, naprawiłam to oczywiście. Ale mózg jest delikatny, wystarczy niewielkie uszkodzenie i… - tłumaczyła.

- Nie, nie. Rozumiem, ale jak do tego doszło? Chcesz powiedzieć, że ktoś jest w Iglicach i morduje Dergradusów? Kto będzie następny? Alex? Syl? Ty?

- Tarda, uspokój się. To na pewno nie był nekromanta - odparła.

- Aha. Widziałaś list, Thaneroda zabił nekromanta w pierdolonej, Złotej Iglicy! W samym mrowisku pełnym Łowców!

- Dziękuję, Gatro. Wyznaczę kogoś do śledztwa, niezwłocznie się tym zajmiemy. Tarda, potrzebuję twojej pomocy - Alex oznajmił, na co oczy pułkownika aż zaświeciły.

Jak tylko jego ciotka odeszła, tak młody Dergradus odetchnął z dziwaczną ulgą. Tarda po raz pierwszy widział, by ten nastolatek tak reagował.

- Ja to zrobiłem - przyznał. Przysiadł na blacie swojego biurka. Tarda przez chwilę się zastanawiał czy aby napewno dobrze to usłyszał.

- Ty?

Wtedy Alex poluzował chustkę od Arvacha i pokazał mu potwornego siniaka na swojej szyi. Typowe ślady duszenia. Fioletowe o żółtej otoczce. Tylko jedna osoba w całej Iglicy byłaby do tego zdolna. Hogan vel Dergradus. Tarda aż pobladł. Nie mógł znieść tego widoku. Alexander, nieskazitelnie piękny, został tak potwornie oszpecony!

- Pokazałem mu list od Cannovy, wpadł w szał… myślałem, że mnie zabije. Nie chciałem… - tłumaczył, całkowicie pomijając to, że Maximus był tam razem z nim. Oczywiście to wszystko miało sens. Znaleziono przy nim list, tylko Alex mógł go odebrać - Po tym wszystkim uciekłem, ale tak się źle czułem, że… nie pamiętam, chyba zemdlałem - dodał, kłamał, ale doskonale wiedział, że Tarda nie będzie kwestionować ani jednego słowa. Nie teraz, gdy Alex się przed nim otwierał.

- Och, nie, nie. Cieszę się, że nic większego ci się nie stało, to mogło się tak potwornie skończyć… - Tarda już został owinięty wokół palca. Jeszcze trochę i sam padnie przed młodym Dergradusem na kolana. - Nie martw się. Zorganizuję grupę, zajmą się tą sprawą, ale oczywiście… nie musisz się o nic martwić. Zrobię tak, by nikt nigdy cię z tym nie powiązał.

- Na pewno?

- Nie bój się. Dla ciebie zrobię wszystko - wyznał z uśmiechem. Patrzył na niego jak w obrazek. Czuł tę przepaść pomiędzy Alexem, dlatego chwytał się wszystkiego, co możliwe, by znaleźć się jak najbliżej.

- Ostatnio mam wrażenie, że wszystkich wokół siebie tracę. Dziękuję, że mogę na ciebie liczyć, Tarda - tych słów pułkownik nie spodziewał się wcale. Aż się uśmiechnął. Ukłonił się nisko, po czym udał się, by zorganizować najlepszą, a zarazem najgorszą grupę śledczą.


Alex wiedział, że wiele ryzykuje. Intrygi z Tardą są bardzo niebezpieczne, ale jeśli jest ktoś, kto może się go stąd pozbyć, to tylko Alexander. Być może i Azarain, o ile faktycznie przeżył. Póki co jedynie Maximus tak uważa. Tarda vel Haaran prosił, by o tym nie mówić, jak gdyby udawał, że musi przemyśleć, przeboleć tę informację o swym siostrzeńcu. A raczej synu. Choć tego nigdy nie przyznał, Alex dobrze wiedział już co stało się w rodzie Haaran.


Wieczorem wziął Heliala na halę. Wyczesał go po czym puścił luzem, by się swobodnie wybiegał. Jak zawsze wspiął się na dorożkę i tam skulił, okryty kocem, który jego uczniowie mu zostawili. Tak patrzył na zwierzę jak bryka, jak rży i galopuje w kółko bez celu. Czasem podbiegał, by go zaczepić, ale zaraz po tym uciekał, jakby chciał aby go gonić. Alex lubił te ich chwile spędzone razem. Nie musiał nic mówić, nikogo udawać. Nawet gdyby próbował to zwierzę i tak czuło wszystkie z jego emocji.

Spłoszył się nagle i odbiegł od drzwi jak szalony. Ktoś przyszedł. Nie byle kto. Sama Gatra vel Dergradus. Sama, bez Zendry, czyli pewnie chce pomówić o czymś co nie jest dla uszu dziecka.

Podeszła dumnym krokiem do dorożki wspięła się na nią, zasiadła na przeciwko Alexandra. Jej ciemne oczy niemal zniknęły w mroku. Halę oczywiście można oświetlić, zaklęciem łatwo jest podpalić świece, które wiszą w dwóch rzędach, wyższym i niższym, na każdej ze ścian. Jednak Alexander lubił tę ciemność, w której jego biały koń wyglądał niczym zjawa.

- Sylvan dowiedział się o śmierci Thaneroda.

- I co? - Alex spojrzał na nią krótko, po czym znów odnalazł swego konia. Ten szukał miejsca, by się wytarzać w piasku.

- Spytał mnie kogo wybierzemy na Mistrza Magii, skoro jego ojciec się nie nadaje. Myślę, że powinniśmy przekazać ten tytuł właśnie Sylvanowi - zaoferowała.

- Z tego co wiem, to Sylvan nie chce być u władzy. Nie w ten sposób. Do tego jest chory, nie wiemy ile tak naprawdę przeżyje - Alex dobrze zdołał poznać kuzyna. Tak mu się wydaje. Sylvan lubił czuć władzę, ale nigdy nie chciał pchać się bezpośrednio na przód, nie chciał stać przed ludźmi ani brać żadnej odpowiedzialności. Czuł się tak, jakby mógł umrzeć z dnia na dzień. To nie jest tytuł dobry dla kogoś takiego.

- Możemy też przekazać tytuł w ręce jednego z tamtejszych radnych. Na przykład Altas Teredoni, jest szanowanym magiem zniszczenia i wybitnym radnym. Jednakże jego sędziwy wiek sprawia, że nie mógłby w pełni wykonywać obowiązków Mistrza Magii.

- Nie znam go nawet. Słyszałem o nim, ale nawet nie wiem jaką ma twarz - Alx pokręcił głową. Poprawił tylko koc, podciągając go niemalże pod sam nos. Pomyślał jednak, że to dobry moment na pewne pytanie - A może Cannova? Poinformował nas o śmierci Thaneroda, wiem też, że mimo wieku w ogóle nie choruje.

- Nie. Otello jest zbyt infantylny w obyciu. Owszem, to wybitny mag, ale lata spędzone na szukaniu nekromantów sprawiły, że nie patrzy na świat jak należy - Gatra westchnęła, jakby sugerowała mu szaleństwo - Możemy sypać imionami radnych, ale i ty, i ja wiemy, że to musi być Sylvan. Tylko on da radę.


Czyli Otello Cannova jest od spraw nekromantów. Zapewne podlega mu bezpośrednio Mistrz Łowców i wszyscy inni Łowcy. Czy to co mówił Arvach może być prawdą? Czy Cannova sam mógłby zabić Thaneroda? Co jeśli współpracuje z nekromantami? Zaraz - Alex sobie coś przypomniał - Vitold ma w biurku pusty list od Cannovy! - jak mógł o tym zapomnieć? Ten list przecież nawet nie został wysłany orłem. To wszystko jest coraz bardziej podejrzane. 

Pusty list do Vitolda od Cannovy. Zaginięcie Vitolda, podrobienie jego ciała przez Przypadka. Przypadek w więzieniu. Jego egzekucja. Zaraz po zabiciu Hedry, nekromanci mordują Thaneroda. List od Cannovy…

Jakkolwiek to zabrzmi - to nie przypadek. Coś jest na rzeczy. Inni tego nie widzą, bo tylko Alexander wie o tym pustym liście. Czyżby to ślad, którego zapomnieli po sobie posprzątać? A może zostawili go specjalnie? Jak gdyby wiedzieli, że Alex go znajdzie. Czy to wszystko zostało przewidziane? 


- Sylvan to nocna istota. Pójdźmy do niego koło północy - Alex się zgodził. Gatra poklepała go po ramieniu po czym zeszła z dorożki.

- Cieszę się, że się zgodziłeś.



Śledztwo trwało, oczywiście pod czujnym okiem Tardy. Przekazali Alexowi z powrotem list o śmierci Thaneroda. Ten z kolei późnym wieczorem, już niemal w nocy, udał się z nim do biblioteki. Na drzwiach wisiała kartka z napisem, że zaginął kot i jeśli ktoś go znajdzie to ma go tu przynieść.

Arvach najpewniej się kąpał, gdyż nie widać go ani za biurkiem, ani pośród regałów, a to zdecydowanie nie jest pora, o której by spał.

Na biurku zostawił nie tylko kubek z upitą kawą, ale też książkę. W papierowej okładce, przypominała zeszyt. Lecz jak tylko zobaczył, kto jest autorem, tak zamarł. Eirean Krasca! Ten demon nie boi się zostawić takiej książki samej i to praktycznie na wejściu do biblioteki?! Ludzie się mordują o te tytuły, wielu kończy w lochach czy na szubienicy, a on tak po prostu zostawił ją na widoku.

Ale Alex pamiętał te uczucie. Ten inny świat. Jakby ktoś malował obraz na jego oczach. Jak się temu powstrzymać? Jak zahamować te uzależniające pragnienie podróży do tego malowniczego świata?

Nie. Powstrzymał się. Na pewno nie powinien tego robić tutaj, tuż przy drzwiach, które każdy może sobie otworzyć.


- I co się tak patrzysz jakbyś zobaczył ducha? - bibliotekarz wrócił z zaplecza. O dziwo suchy, nawet nie w ręczniku, a w swoim ulubionym, szarym swetrze. I czerwonych spodniach, które wcisnął w buty. Zwykle chodził w klapkach, ale najpewniej przez poszukiwanie kota opuszczał dziś teren biblioteki na długie godziny.

- Nie boisz się tak trzymać tego na widoku? - Alex zapytał, spoglądając na zakazaną księgę.

- A co mogą mi zrobić? Zabić? - demon spytał, po czym usiadł przy biurku. Postawił sobie na nim talerz z jedzeniem. Zieloną fasolką, pomidorami i szczypiorkiem. Widelec niemal mu wypadł z ręki, ale w porę go złapał. - A ty czemu tutaj, a nie w łóżku? Patrzyłeś ty ostatnio na zegarek?

- Nie. Zwyczajnie mam parę pytań - Alex podszedł do stołu. Zabrał jedno z krzeseł i postawił je bliżej biurka, by móc sobie porozmawiać z demonem przy jego posiłku.

- Jak zawsze. Nie zawsze - Arvach sprostował sam siebie - Choć zdecydowanie wolę gdy przychodzisz z pytaniami niż z meblami.

- Rozpoczęliśmy śledztwo by sprawdzić kto napadł na arcymaga - Alex zaczął, wiedział, że Arvach i tak już o wszystkim wie - Tarda powiedział, bym się nie martwił, ale zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby zrzucić winę na tego C, o którym pisał Otello Cannova. O ile to w ogóle miałoby jakiś sens.

Arvach zmrużył oczy na chwilę, co młody Dergradus zauważył. Lecz kontynuował swój posiłek. Coraz mocniej nadziewał fasolę na widelec. Jak gdyby chciał się na niej zemścić, wyżyć, wyładować złość.

- Bynajmniej.

- Czemu? Skoro zaatakował Thaneroda, może moglibyśmy…

- Zapomnij. - Aż warknął. Nie patrzył na Alexa, ale widać po nim, że zupełnie nie podoba mu się ten pomysł, ani nawet ten temat.

- Wiesz czemu pytam. Słyszałem twoją rozmowę z Maximusem. - Dergradus przyznał. Nie chciał kłamać Arvachowi, a wiedział też, że demon inaczej przyjmie przyznanie się do prawdy.

- Miej serce i nie drąż tego tematu - demon spojrzał Alexowi prosto w oczy, jakby chciał wymusić na nim to, aby porzucił tę sprawę.

- Pomogłeś mi. Chyba jak nikt inny. Dzięki twoim słowom udało mi się zdobyć tytuł Mistrza Magii. Zaufaj mi i pozwól mi się odwdzięczyć - Mistrz Magii, ten tytuł brzmiał dla niego tak obco, lecz musiał się nim teraz posługiwać. Arvach chwilę patrzył na niego, po czym znów zanurzył swe spojrzenie w jedzeniu. Wziął kolejny kęs.

- Jeszcze nie potrafię. Nie na tyle, by mówić o takich rzeczach. Znam C, jest mi bliski. To tyle co mogę ci na ten moment powiedzieć.

- Rozumiem. Nie będę dopytywał. Właściwie to i tak miałem zaraz iść do Sylvana. Chcemy z Gatrą, by to on był Mistrzem Magii Złotej Iglicy. Myślisz, że to dobry pomysł?

- Mam pewne obawy co do jego osoby, lecz wydaje mi się, że na ten moment nie ma lepszego kandydata - demon wyznał szczerze. To prawda. Na ten moment po prostu nie ma nikogo lepszego.

- Jasne. Smacznego - Alex odstawił krzesło na miejsce.


Czyli C, nekromanta który morduje Łowców, to ktoś bliski Arvachowi. Ten demon z pewnością zna niejednego nekromantę, ale to, że C jest mu bliski zabrzmiało jakby był dla niego kimś naprawdę ważnym. Do tego ta agresja, gdy chciał się bronić przed tematem… Co on ukrywa? I co Max miał na myśli mówiąc to, że Arvach zostawił C?



Gatra wraz z Alexandrem przyszli w dobrym momencie. Sylvan właśnie otwierał pierwszą butelkę z winem. Siedział pokracznie na sofie w komnatach gościnnych, które otrzymał. Z butelką między nogami i prostym nożem, siłował się z korkiem. Nie chciał używać magii, co oznaczało tylko jedno - za bardzo bolą go nerki. Nie mógłby się skupić na żadnym zaklęciu.

- Pomogę ci - Gatra zabrała mu butelkę i prostym czarem pozbawiła ją korka. Nim jednak mu ją oddała, sama upiła łyk, by posmakować trunku. Za słodkie jak na jej gust.

- Jak się czujesz? - Alexander spytał. Usiadł obok niego. Raene, mały Biały Wąż tylko zasyczał z kaptura, w którym siedział. Tuż za głową Syla.

- Chcę do domu - kuzyn odparł krótko, po czym napił się wina. Pił je tak, jakby to był zwykły sok. - Ale jak tylko zobaczę ryj Garathe tak ją zarżnę.

- Wykonywała rozkazy arcymaga - Gatra wpierw chciała usiąść na sofie z drugiej strony, ale wybrała sobie krzesło przy toaletce. Jedynie przysunęła je trochę bliżej nich.

- Nie broń jej. Nikt nie zrozumie tego, jak to jest żyć za Złotymi Murami. Możecie sobie mówić o moralności, pierdolić o rozkazach i procedurach, ale to nie wy marznicie co nocy. To nie wy szukacie kropli wody za dnia. To nie wy patrzycie na twarze niewinnych ludzi, których musimy skazać na śmierć za nieistotny akt nekromancji. Matki, które chciały odzyskać swoje dzieci. Mężów, którym zmarły żony. Nawet dzieci, które ktoś brutalnie osierocił. A Lulu? Tak, Hedra ją pieprzył… A teraz ja będę to robił. I co? Zabijecie mnie, czy będziecie czekać, aż sam zdechnę? - Sylvan parsknął śmiechem i wziął kolejny haust wina.

- Właściwie to nie - Alex zabrał głos nim Gatra zdążyła coś powiedzieć - Chcieliśmy ci zaproponować tytuł Mistrza Magii.

- Oczywiście - Syl wstał i zaczął się kręcić po pokoju, choć wszystko bolało go niemiłosiernie. Nie uwierzył. Widać to po nim od razu. Potraktował to jako kpinę.

- To właściwie nie jest propozycja tylko mianowanie cię Mistrzem. Czy tego chcesz czy nie - Gatra odparła, patrząc jak Syl nie może usiedzieć w miejscu. Ale zatrzymał się, wyprostował, popatrzył na nią tak, jakby doszukiwał się spisku. Potem zwrócił swoje oczy na kuzyna. Zrozumiał wtedy, że to nie żart. Oni naprawdę to robią.

Według zasad Iglic, w przypadku, w którym nie ma Mistrza Magii, tytuł ten może zostać podarowany przez arcymaga, lub obu Mistrzów. I to właśnie robią. 

- Oszaleliście - aż pobladł. Gatra czym prędzej do niego podbiegła, w ostatniej sekundzie zdążyła go złapać, gdyż nogi się pod nim ugięły. - Ja nie chcę - zaskomlał.

- Ja też nie chciałam. Przyzwyczaisz się - Gatra posadziła go z powrotem na sofie.

- Jak ja mam być Mistrzem Magii? Mój najlepszy przyjaciel umarł na moich oczach. Jak mam bronić tych ludzi, gdy nie potrafiłem go uratować? - był tym załamany. Śmierć Hedry faktycznie nie obeszła go tak bardzo jak śmierć Anjana vel Belte. Mistrz Łowców przecież spędzał z nim najwięcej czasu. Razem siedzieli po nocach i pili, razem zajmowali się wieloma trudnymi sprawami i razem po prostu spędzali czas wolny. Anjan z Sylvanem odpoczywał od rodziny, od jego żony i nastoletniej córki, która wiele razy dała mu popalić swym temperamentem. Syl z kolei nie miał wielu przyjaciół przez to, że jego dziadkiem jest, a raczej był, Thanerod vel Dergradus. Dlatego tak bardzo cenił sobie szczerą znajomość z Anjanem.

Chciało mu się płakać. Wyć. Ale jedynie dopił wino jednym duszkiem, rzucił butelką o podłogę i położył się na sofie. Raene w moment owinął mu się wokół szyi.

- Otello mianował Tristana Raike Mistrzem Łowców. Na pewno ci pomoże - Gatra próbowała go jakoś podnieść na duchu. Ale Alex wiedział, że to nie tego jego kuzyn teraz potrzebuje. Syl, wbrew pozorom, to prosty chłopak. Gdy coś go trapi to musi się napić.

Dlatego też młody Dergradus poszedł po kolejną butelkę wina. Otworzył ją i sam się napił. Następnie podał butelkę Sylvanowi. Kuzyn patrzył na niego czekoladowymi oczami, zaczerwienionymi od łez.

- Noc jest jeszcze młoda, Syl. A my mamy wiele wina. - Alex się nawet uśmiechnął. Gatra tego nie widziała, ale Sylvan aż własnym oczom nie wierzył. Odwzajemnił uśmiech i zabrał mu butelkę.

- Tylko nie pij tyle, co wtedy - zaśmiał się cicho.

- Teraz mogę pić nawet więcej - Alex zażartował, po czym zerknął na Gatrę - noc taka jak ta nie powtórzy się prędko. Dołączysz?

Kobieta patrzyła na młodych Dergradusów. Dla niej to jeszcze dzieciaki, ale co miała zrobić? Nie zabroni im. I tak jak Alexander powiedział, ta noc jest wyjątkowa. Trzech Mistrzów Magii w jednej sali. W jednej Iglicy. Wszyscy po Białym Wężu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz